Wciąż czekamy na końcówkę listopada, kiedy to ma się nam objawić nowy, miejmy nadzieję, lepszy regulamin rodzimego speedway'a. Można zadać sobie oczywiście pytanie: czy przepisy mogą być jeszcze gorsze, niż te obowiązujące w tym roku? Gdyby zostawić dalej możliwość ich ustalania w rękach prezesów, to pewnie okazałoby się, że wciąż da się jeszcze coś spieprzyć. Mam nadzieję, że ludzie mający istotny wpływ na kształt przyszłorocznych rozgrywek zaczną wreszcie szukać większego dobra, zamiast wiecznie próbować wcielić w życie mniejsze zło.
W Zielonej Górze rozpoczęto przygotowania do przebudowania trybuny na prostej startowej. Wypada mieć nadzieję, że tym razem współpraca pomiędzy firmą budującą a miastem będzie dużo lepsza niż w przypadku nieszczęsnej trybuny „K”. Nie da się ukryć, że oglądanie meczu z sektora „A” do najprzyjemniejszych nie należało, bo ilość "przeszkadzajek" w tamtym rejonie była zdecydowaniem zbyt duża. Nawet jeśli wszyscy kibice siedzieli i żaden nie machał szalikiem, to i tak pomiędzy torem a trybuną (czyli na przestrzeni kilku metrów) mieliśmy: maszt do wieszania flag, słup z głośnikiem oraz sygnalizator z zielonym światłem. Kiedy dołożymy do tego informację, że wieżyczka sędziowska skutecznie zasłaniała sporą część owalu kibicom siedzącym na części sektorów „A” oraz „K10”, to chyba jasnym staje się, że ten fragment stadionu wymagał interwencji. Nie wszystkim rozpoczęcie przebudowy przypadło do gustu i trudno się dziwić, wszak kilkanaście milionów złotych piechotą nie chodzi, a tyle właśnie ma zapłacić miasto, które jest przecież właścicielem obiektu. Gołym okiem widać, że ilość kibiców zmniejszyła się, a dodatkowo spora część z nich z Zieloną Górą ma niewiele wspólnego. Czy miasto powinno finansować rozrywkę dla okolicznych powiatów? Myślę, że jeśli utrzyma się obecna tendencja, to takie pytanie prędzej czy później pojawi się w publicznej debacie.
Udział miasta w finansowaniu remontu stadionu, to nie koniec wydatków na miejscowy żużel. W budżecie na 2012 rok znalazł się także 1 mln zł na promocję Zielonej Góry poprzez czarny sport, bo jednostka samorządowa nie może przecież jawnie finansować sportu zawodowego. Choć Falubaz korzysta z pieniędzy samorządowych, organizuje konferencje prasowe prezentując nowych sponsorów, sprzedaje wciąż stosunkowo dużo biletów w porównaniu do innych klubów (ceny nadal należą do najwyższych w Polsce), to jednak wróbelki ćwierkają, że klub nadal nie spłacił wszystkich zobowiązań. Wystarczy się chwilę zastanowić i okaże się, że taka sytuacja nie jest wcale niemożliwa. Po zdobyciu mistrzostwa raczej nie obniża się stawek, a Piotr Potasiewicz i Andreas Jonsson do tanich żużlowców nigdy nie należeli, chociaż akurat do nich wielkich pretensji mieć nie można. Z Falubazu odeszli Greg Hancock oraz Grzegorz Zengota, ale na ich miejsce zatrudniono aż czterech innych żużlowców. O ile Sasza Łoktajew zrobił więcej niż od niego oczekiwano, to Rune Holta, Krzysztof Jabłoński oraz Łukasz Jankowski, choć nie wnieśli zbyt dużo do drużyny i częściej byli dziurą w składzie niż realnym wzmocnieniem, to za darmo na pewno nie występowali. Wynik drużyny był gorszy niż rok wcześniej, ale jednocześnie zapłacić trzeba było za 22 mecze (o dwa więcej) przy wyraźnie niższej frekwencji i niższych cenach biletów. Poziom poszczególnych drużyn był bardzo zróżnicowany, co musiało dość mocno odbić się na wpływach do klubowej kasy.
Coraz częściej w spekulacjach dotyczących ewentualnych wzmocnień pojawia się Jarosław Hampel. Sprawa zresztą nie jest nowa, bo już dobre półtora miesiąca temu temat był aktualny wśród zielonogórskich kibiców. Wygląda na to, że faktycznie coś jest na rzeczy. "Mały" w Falubazie? Osobiście mam nadzieję, że nie. I nie dlatego, że nie lubię Jarka. Powody są dwa. Jeśli "Protas", AJ i "Duzers" są pewniakami (zakładam, że Patryk będzie mógł spokojnie przygotowywać się do nowego sezonu), to zmieszczenie się w KSM-ie oznaczałoby konieczność pozbycia się Saszy Łoktajewa. Poza tym na dwóch zawodników pozostałoby tylko 7,49 punktu, czyli mielibyśmy po raz kolejny dwie dziury w składzie. Mimo wszystko mam nadzieję, że Robert Dowhan wyciągnął wnioski i nie popełni drugi raz podobnego błędu, tym bardziej, że obce gwiazdy są droższe i nie kupuje się ich na zawsze. Tutaj mam główną wątpliwość: czy ewentualny kontrakt z Jarkiem miałby być pomysłem na drużynę na kilka lat, czy jedynie sposobem szybkiego powrotu na podium?
Pozostaje jeszcze kwestia szkolenia. Na fali decyzji toruńskiego klubu o zgłoszeniu drugiej drużyny do najniższej klasy rozgrywkowej pojawiła się informacja o podobnych planach w Winnym Grodzie. Sam pomysł jest bardzo fajny i przyznam, że chętnie oglądałbym pojedynki drugoligowe, obserwując jednocześnie postępy młodych wychowanków. Szybko jednak wycofano się z tej idei, bo po pierwsze trzeba mieć kim jeździć, a po drugie, to też wymaga nakładów finansowych. Kim miałby Falubaz pojechać skoro poza Patrykiem Dudkiem posiada obecnie czterech sensownych juniorów i wcale nie jest pewne, że z takim stanem osobowym przystąpi do przyszłorocznych rozgrywek? Nawet pomysł ściągnięcia kilku młodych Skandynawów (sam w sobie całkiem niezły) nie ma racji bytu, kiedy najzwyczajniej w świecie brakuje rodzimych żużlowców. To zresztą całkiem ciekawe, że Robert Dowhan publicznie poddaje w wątpliwość sens wydawania wielkich kwot na szkolenie, argumentując, że nie ma efektów. Wiadomo, że młodymi chłopakami zajmuje się Andrzej Huszcza, czyli można powiedzieć, że publicznie zostały podważone jego kwalifikacje (choć samo nazwisko ikony zielonogórskiego żużla w tej wypowiedzi oczywiście się nie pojawiło). Nie trzeba być wielkim znawcą, żeby stwierdzić sporą posuchę w kwestii młodych talentów, pamiętając jednocześnie o problemach dotyczących choćby Adama Strzelca, który musi sam odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jego obecne osiągnięcia są zadowalające dla niego samego, czy chce coś więcej w tym sporcie osiągnąć.
Niewątpliwie sytuacja Falubazu jest obecnie dużo trudniejsza niż kilkanaście miesięcy temu i głównym powodem nie są finanse. Problem w tym, że atmosfera wokół klubu nie poprawia się i nawet zmiana w zachowaniu Roberta Dowhana niewiele wnosi. Kibica łatwo jest stracić, ale bardzo trudno odzyskać. Na pojedyncze, te atrakcyjniejsze mecze przyjdzie pewnie więcej ludzi, ale nie da się nie zauważyć, że alternatywa dla kibiców w postaci koszykarzy Zastalu odbiła się dość poważnie na frekwencji przy W69. Nie da się także nie odnieść wrażenia, że atmosfera na stadionie po 13 maja jest inna. Postawa grupy prowadzącej zorganizowany doping zniechęciła wielu zwykłych kibiców zwanych "piknikami" do przychodzenia na stadion. Jeśli prezes i jego świta nadal będą głusi na wulgaryzmy generowane przez sektor K, to nie bardzo wiem skąd klub chce wziąć pieniądze na wzmocnienia. Falubaz musi wreszcie zacząć dbać o tych, którzy regularnie kupują wejściówki i na tej bazie budować sobie kolejne pokolenia kibiców. Tylko czy uda się to, gdy właściwie nie ma imprez poza ligą i zawodami młodzieżowymi? Starsi kibice pamiętają zapewne prestiżowe turnieje o Tęczowy Kask (16 najlepszych zawodników pod względem średniej biegopunktowej) oraz o Puchar Winobrania. Nie ma obecnie żadnych imprez memoriałowych, a te w związku z dość burzliwą przeszłością Falubazu miałyby swoich patronów. Chociażby zawody przed rozpoczęciem ligi dla żużlowców do lat 22 jako memoriał Andrzeja Zarzeckiego i Artura Pawlaka, czy turniej upamiętniający największy talent w historii zielonogórskiego żużla – Rafała Kurmańskiego. Na samej lidze nie da się wychować wartościowej grupy kibiców z prawdziwego zdarzenia, bo tu pewne schematy zachowania są narzucane przez "grupę trzymającą władzę". Kibicom trzeba pokazać, że istnieją inne - lepsze sposoby dopingowania swojej drużyny i jednocześnie szacunek dla rywali. Czasem mam wrażenie, że działaczom wcale na tym nie zależy i można się tylko domyślać dlaczego tak się dzieje.
Przed podobnymi dylematami stoją pewnie także inne kluby. Czy ważniejsze będzie budowanie drużyny, czy osiągnięcie jednorazowego sukcesu? Czy da się zachęcić kibiców do powrotu na stadion? Czy możliwa jest uczciwa rywalizacja pomiędzy poszczególnymi klubami, bez stosowania sztuczek regulaminowych i pułapek na torze? Może dobrze, że Polacy nie osiągnęli w tym roku praktycznie nic na seniorskiej arenie międzynarodowej, bo brak okazji do organizowania bankietów zmusił działaczy z Warszawy do ruszenia tyłków z ciepłych fotelików.
Jeszcze dwa tygodnie temu co zapobiegliwsi fani Falubazu przeglądali rozkłady jazdy na linii Zielona Góra - Rawicz, ale wydaje się, że stadion przy W69 wypięknieje na czas. I może nawet bezboleśnie. Tylko czy z nowej trybuny przyjdzie podziwiać Hampela?