Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ostatnie półtora miesiąca to przede wszystkim hałas sztucznie tworzony przez dziennikarza jednego z ogólnopolskich dzienników sportowych. Ile prawdy było w jego rewelacjach? Jeśli za prawdę uznać tylko kontrakty zawarte zgodnie z pierwotnymi proroctwami, to skuteczność zbyt duża nie była. W listopadzie proroctwa ulegały różnym modyfikacjom, opartym chyba w dużej mierze na rachunku prawdopodobieństwa. Jeżeli chodzi o Stelmet Falubaz, to potwierdziły się pogłoski, które wśród zielonogórskich kibiców pojawiły się bodajże pod koniec sierpnia. Jarosław Hampel ostatecznie związał się dwuletnią umową z czwartą drużyną tegorocznych rozgrywek i pewnie cały ten medialny hałas nie był konieczny, skoro i tak wszystko było dogadane wcześniej. Ale to, że nie był konieczny nie oznacza, że nie był potrzebny. Potrzebny był i to bardzo. Komu? Na to pytanie wszyscy odpowiedź znają. Przed nami przez kilka dni nowy problem pt. „Czy Krystian Pieszczek zmieni klub?” Potem zapewne będziemy bombardowani zapowiedziami prezentacji (oczywiście wszystko dla dobra kibiców i WOŚP), następnie wyjdzie temat karnetów, niesłychanie tanich i wręcz niewyobrażalnie wygodnych dla fanów, dzięki miłościwie nam panującym prezesom. Ciekawe jaki jest program marketingowy na luty?
Okres transferowy możemy właściwie uznać za zakończony. Podejście poszczególnych działaczy klubowych w tym czasie można podzielić na dwie podstawowe grupy: myślący o przyszłości (czyt. montujący skład na sezon 2014) oraz ci, którzy chcą sobie zapewnić przede wszystkim miejsce w zreformowanej ekstralidze, a co będzie potem, to czas pokaże. Nigdy nie ma pewności czy w trakcie sezonu sytuacja nie odwróci się o 180 stopni, ale bazując na doświadczeniu swoim oraz kontraktowanych żużlowców, prezesi ogłaszają strategię na najbliższe dwanaście miesięcy. Dla pierwszej grupy celem jest walka o złoto (nawet jeśli wprost tego mówią), dla drugich oficjalnie walka o czwórkę, bo cóż innego mają powiedzieć?
Dziś już wiadomo, że Aleksandr Łoktajew idzie na wypożyczenie do Bydgoszczy. Szkoda, bo stał się ulubieńcem zielonogórskich kibiców. Nawet ten bardzo dobry sezon nie ustawił go w pozycji pewniaka do składu, bo wciąż nie jest w stanie rywalizować z Piotrem Protasiewiczem czy Andreasem Jonssonem, a dodatkowo przegrał z nowym nabytkiem. Taka jest rzeczywistość, tylko po co słowa typu „musieliśmy”, „nie mogliśmy”, „chcieliśmy, ale...”. Przecież gdyby naprawdę działaczom zależało na pozostawieniu Saszy, to po prostu by został. Ważniejsze okazały się inne sprawy i wystarczy to wyraźnie powiedzieć. Podobnie ma się sprawa z Mikkelem B. Jensenem. Młody Duńczyk jest dobrą inwestycją i gratuluję Falubazowi tego zawodnika, tylko jaki jest sens ściągać żużlowca tylko po to, żeby siedział na ławie? Jeśli chce się mieć trzech liderów i silnego młodzieżowca, to trzeba się liczyć z tym, że jednocześnie regulamin wymusza wystawianie w składzie meczowym aż trzech zawodników z KSM-em minimalnym lub bliskim minimalnego. Realnie patrząc Jensen przez pierwsze dziewięć kolejek może jechać tylko za Protasa lub Patryka Dudka. I to tylko w przypadku ich kontuzji. Moja wyobraźnia nie sięga tak daleko, aby któregoś z nich odsunąć od drużyny, nawet w przypadku słabej postawy. Mikkel nie zna zbyt dobrze polskich torów i warto byłoby dać mu szansę na jazdę. Poza tym warto zauważyć, że w tegorocznym finale jechały drużyny, które cały sezon odjechały ośmioma żużlowcami.
Niedawno miałem okazję porozmawiać z przedstawicielem trybuny K, chodzącym na żużel od dawien dawna. Osobiście omijam pierwszy łuk szerokim - nomen omen - łukiem, więc okazji do spotkania nie ma zbyt wiele. Pogadaliśmy sobie na terenie, że się tak wyrażę, neutralnym, przy piwku. Całkiem przyjemnie się rozmawiało, tylko ciężko było znaleźć jakiekolwiek porozumienie w sprawie spojrzenia na speedway. Miałem wrażenie, że żużel kończy się na ekstralidze, a wszystko inne to jakaś nuda. Zresztą, sama ekstraliga też nie ma sensu bez dopingu. Może i tak jest, w końcu to większość ustala prawo. W każdym razie, gdy powiedziałem, że pojechałem na II ligę do Rawicza, na Turniej o Koronę Bolesława Chrobrego do Gniezna czy na Zlatą Přilbę do Pardubic i podzieliłem się informacjami na temat kilku zawodników (np. Lebiediew czy Biełousow), to miałem wrażenie, że druga strona nie ma kompletnie pojęcia o czym mówię. Po chwili milczenia dowiedziałem się, że ja już nawet piknikiem nie jestem. W sumie to komplement. Mój wniosek z rozmowy jest taki, że często najmniej wiedzą ci, którzy uważają się za centrum wszechświata.
Na koniec chciałbym wszystkim życzyć Wesołych Świąt.