W światku żużlowym nastał okres zmęczenia po wszechobecnym odurzeniu intensywnym okresem transferowym, który przez ostatnie kilkanaście tygodni był wyjątkowo ruchliwy, niczym stołeczne Rondo Dmowskiego w piątki po południu. I oto nastał nowy rok, o żużlu w masowych mediach cicho. Za to pełno Justyny, bokserów i Jerzego. Justyna Kowalczyk wygrywa zarówno na śniegu jak i w SMS-owej ogólnopolskiej parodii globalnego plebiscytu. Plebiscytu, w którym tym razem Gollobowi, Cieślakowi i reprezentacji drużynowej odpuszczono wygłaszanie formułek dziękczynnych w Sali Kongresowej, do czego zresztą sami zainteresowani przyczynili się solidnie rozczarowując w ubiegłorocznym DPŚ. Zapowiedzi kolejnej „bokserskiej” walki tysiąclecia przemilczmy. Polska nadzieja tenisowa w osobie Janowicza przegrywa w Auckland.
O, Auckland! Brzmi znajomo. Tam przecież za dwa miesiące (z haczykiem, jak mawiał Nikodem Dyzma) ruszy edycja żużlowej Wielkiej Nagrody znanej wciąż pod nieprzetłumaczalnym terminem Speedway Grand Prix. Co prawda licznik na stronie organizatora zawodów wciąż pokazuje sporą liczbę dni pozostałych do startu, ale skoro mądre głowy zalecają by czasami nabrać dystansu od codziennych spraw i pomyśleć o czymś innym, to czemu by nie… o mistrzostwach świata? W porządku. Zatem zapomnijmy o początku stycznia, porze wybitnie nieżużlowej, o śniegu (ekhm…) za oknem. Tuż przed 1473. drobiazgową analizą szans zespołów w ekstralidze żużlowej (w tym aproksymacją równaniami trzeciego stopnia średniej biegowej Zmarzlika lub Dudka, z których jasno wychodzi, że obydwaj wyraźnie przekroczą w 2013 roku średnią 3,00 pkt/bieg) wpuśćmy w ekstraligowy zaduch nieco świeżego grandpriksowego rześkiego powiewu.
Obawa przed konkurencją?
Paul Bellamy, czyli dyrektor zarządzający BSI, powiedział, że bitwa o tytuł w 2013 roku będzie najbardziej zacięta w historii. Fantastycznie. Widać, że facet zna się na marketingu. Ale pomijając słodką komercyjną polewę trzeba uczciwie przyznać, że na papierze tak to mniej więcej wygląda i o ile żaden z zawodników nie wyskoczy z kosmicznymi silnikami (jak jak jeszcze kilka lat temu Tony Rickardsson czy Nicki Pedersen) to rywalizacja zapowiada się niezwykle ciekawie. Organizatorzy SGP doskonale wiedzą, że muszą podgrzewać atmosferę, by nie zostawić zbyt wiele czającemu się za plecami konkurentowi w postaci nowej atrakcyjnej formuły Indywidualnych Mistrzostw Europy.
OK, zróbmy więc krótki przegląd tego, co warte uwagi w SGP 2013. Otóż będzie to pierwszy cykl w historii, w którym rundy odbędą się wg kolejności alfabetycznej (od Auckland, Bydgoszczy, przez Cardiff, Gorzów, Krsko aż po Sztokholm i ostatecznie Toruń). No dobra, nie całkiem alfabetycznym, BSI trochę namieszało…;-)
Miejsca 10 środkowych rund SGP 2013. Cykl rozpocznie się w Auckland, zakończy w Toruniu
Dość żartów, zwróćmy nasze oczęta na toreadorów, czyli crème de la crème całego cyrku!
OBSADA, czyli kto jest a kogo już (albo jeszcze) nie ma
Ward – młody zdolny nieobliczalny, faworyt bukmacherów do złota,
Holder – obrońca tytułu,
Pedersen – niepocieszony srebrem w 2012,
Gollob – „nigdy nie jest się za starym na złoto, nie?”
Sajfutdinow (zwany nadzwyczaj często po prostu Emilem ze względu na oszczędność czasu lub/i klawiatury) – kolejny młody zdolny nieobliczalny, ale w odróżnieniu od Warda nie jest faworytem,
Hancock – patrz: Gollob, wersja made in USA,
Hampel – kolejny zdolny nieobliczalny, ale w odróżnieniu od Warda i Sajfutdinowa nie jest już taki młody,
Lindbaeck – patrz: Hampel, wersja made in Sweden.
Powyżej wskazana połowa stawki ma największe szanse na walkę o medale.
Odnośnie wyników pozostałej siódemki (Lindgrena, Jonssona, Kasprzaka, Zagara, Iversena, Vaculíka i Woffindena) przewidywania są bardziej umiarkowane. Jednak jeśli ktoś poszukuje czarnego konia XIX edycji SGP, to powinien zwrócić uwagę właśnie na to grono. Pierwszym rezerwowym będzie Aleš Dryml. W poczekalni z napisem „SGP 2014” niecierpliwie przebierają nogami młodzi, m.in. Michael Jepsen Jensen, Maciej Janowski oraz Bartosz Zmarzlik, którzy są na ten moment pewniakami do otrzymania dzikich kart w pojedynczych zawodach.
Warto zauważyć, że tegoroczny cykl posiada naprawdę doborowy skład, tym razem nie ma wyraźnie słabszych zawodników, którzy trafiali do piętnastki niezasłużenie lub z czystego przypadku. Słabszym ogniwem potencjalnie może być jedyny Brytyjczyk w stawce, czyli Tai Woffinden. Nie ma za to już m.in. Andersena, Ljunga, Bjarne Pedersena, Harrisa oraz kilku innych zawodników, którym zdecydowanie zbyt często zdarzało się przywozić do mety zera (niektórzy nie dowozili nic oprócz zer, dzięki czemu zostali przez kibiców ochrzczeni tzw. olimpijczykami).
Grand Prix to również tradycje i pokaźna już historia. A ponieważ historię szanować trzeba, to koniecznie należy wspomnieć o dwóch zawodnikach, którzy ścigać się będą już dziewiętnasty sezon w cyklu Grand Prix. Tak, Gollob i Hancock byli stałymi uczestnikami zawodów już w 1995 roku (czyli w zamierzchłych czasach gdy Darcy Ward nie wiedział co to żużel tylko poznawał koleżanki w przedszkolu, a po ziemi chodziły dinozaury). Są też minusy posiadania takiego stażu. Taki Greg przykładowo podczas każdych zawodów musi z uśmiechem ma ustach odpowiadać na oryginalne pytania dziennikarzy, którzy z niezmiennym podziwem co rok go pytają go o to samo: „Greg, jeździsz tyle lat w GP, jak ty dajesz radę?”. Rok 2013 będzie pierwszym bez innego z wielkich weteranów, czyli Jasona Crumpa, który najprawdopodobniej miał dość już tych wszystkich niemądrych pytań i dał sobie spokój z Grand Prix. Nie minęło wiele czasu i biedny Australijczyk musiał mierzyć się z nowym wyzwaniem, mianowicie wszyscy zaczęli go dla odmiany zaczepiać: „Jason, jeździłeś tyle lat w GP, jak ty teraz dasz radę bez tego?”. Tutaj miarka się przebrała, więc trzykrotny mistrz świata skończył karierę.
Syndrom GP
Jak zwykle ważnym elementem SGP 2013 będzie jego wpływ na rozgrywki ekstraligowe w Polsce. Ponad połowa zawodników GP zmieniła pracodawców w Polsce, przy tym trzy kluby (Toruń, Zielona Góra, Częstochowa) wraz z przyjściem grandpriksowych asów definitywnie potwierdziły mistrzowskie aspiracje. Jest też druga strona medalu, jak powszechnie wiadomo dyspozycja niektórych czołowych zawodników w niedzielne popołudnia bywa ściśle zależna od rozstrzygnięć poprzedzającej nocy, co bywa częstokroć nazywane tzw. syndromem Grand Prix. Obecnie nie ma klubu w polskiej ekstralidze bez zawodnika z GP, aż trzech zawodników (i to tych najwyżej notowanych) znajduje się w składzie klubu z Torunia. Jak to wszystko wpłynie na ekstraligowe porządki? W przeszłości zdarzało się, że takie niuanse decydowały o podziale medali DMP w końcowym rozrachunku. Można tylko przypuszczać, że i w tym roku syndrom GP będzie również miał niemałe znaczenie w ligowych rozstrzygnięciach.
GP w Polsce
Kolejna sprawa warta uwagi to zestawienie miast-gospodarzy w Polsce. Grand Prix gościło w przeszłości we Wrocławiu i Lesznie, tym razem polskie imprezy odbędą się w Bydgoszczy, Gorzowie i Toruniu. Jest to szczególne zestawienie dla Tomasza Golloba, który w każdym z tych miast budzi skrajne emocje, a jego ostatnie przenosiny do Torunia podkręciły atmosferę już do maksimum.
I to byłoby na tyle z przedsezonowego przeglądu atrakcji czekających nas w tym roku w GP. Dla tych, którzy oglądają transmisje w polskiej TV nieodłączną atrakcją jest oczywiście Piotr Olkowicz (pan komentator od „Fredki”, „Tajskiego” i „Bombera” między innymi). Oczywiście pana Piotra wszyscy kibice żużlowi kochają i traktują jak skarb narodowy, niektórzy smażą nawet peany pochwalne (patrz: felieton pod tytułem „Zabierzcie temu człowiekowi mikrofon” opublikowany swego czasu na niniejszym portalu). Generalnie warto jest uzmysłowić sobie, że CANAL+ będzie transmitować SGP przynajmniej do 2017 roku, więc przy dobrych wiatrach przez kolejne pięć lat będziemy jeszcze niejeden raz słyszeć o niebezpiecznych „kreszach”. No dobra, jeśli ktoś nie przepada za takimi specyficznymi klimatami spikerskimi (i nie ma dostępu do brytyjskiej telewizji Sky) to relacje w C+ na szczęście ratuje przesympatyczna i urocza pani Daria, która z subtelnym kobiecym wdziękiem naprawdę sensownie wypełnia czas w przerwach między seriami wyścigów.
W każdym razie warto czekać na tegoroczne Speedway Grand Prix i mieć nadzieję, że znów decydujące rozstrzygnięcia zapadną w ostatnich październikowych wyścigach w Toruniu. Bo choć marketingowo i finansowo żużlowemu GP sporo brakuje do starszego brata F1, to przecież tutaj maszynki lepiej przyspieszają a czynnik ludzki jest istotniejszy od sprawności inżynierów. No i (co ma spore znaczenie dla pokolenia wciąż rozpamiętującego Wasserschlacht von Frankfurt’74) tutaj nie wygrywają Niemcy.
(Petro Angloma)