KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

ruszkiewiczW I części wywiadu Paweł Ruszkiewicz opowiadał o tym, jak znalazł się w świecie speedwaya, o Starcie Gniezno, żużlowych trenerach oraz swojej wizji funkcjonowania klubów. W drugiej odsłonie nie stroni od ryzykownych typowań: kto będzie lepszy w 2016 roku - Pawlicki czy Zmarzlik, komu przypadną medale DMP, a kto odegra czołową rolę w Grand Prix (i dlaczego nie będzie dalszej dominacji Woffindena). Zdradza co z projektem organizacji GP na stadionie Lecha w Poznaniu oraz bije się w piersi po warszawskiej kompromitacji z roku 2015 (ale Olsena bić nie chce). Przedstawia sytuację polskiego ice speedwaya po tragedicznej śmierci Grzegorza Knappa. Nie ucieka też od tematu krytyki pod swoim adresem.

Wspominał pan o Falubazie jako jednym z klubów trapionych problemami. Nie wiemy jeszcze jak to się zakończy [rozmawialiśmy 21.11. - przyp. red.], chociaż chyba nikt nie wyobraża sobie, żeby Falubazu w lidze zabrakło. A czy wierzy pan w to, co obiecał senator Robert Dowhan, że pomimo wszelkich perypetii, to Darcy Ward zostanie spłacony jako pierwszy?

Nie chciałbym się na ten temat wypowiadać. To jest sprawa pomiędzy Darcym Wardem a Zieloną Górą i nic mi do tego. Wierzę tylko w rozsądek oraz uczciwość wszystkich stron. To są bardzo poważni ludzie i wszystko będzie dobrze.

Ward, który ten trudny dla Falubazu sezon przypłacił najgorszym urazem z możliwych, otrzymał dotąd - wedle słów prezesa Termińskiego - zaledwie 50 tys. zł. Czy myśli pan, że ta historia wpłynie na żużlowców przy podejmowaniu decyzji z gatunku: "mniejsze, ale pewniejsze pieniądze w klubie A, czy 5000 zł za punkt w klubie B"? Czy jest to już tak otrzaskany temat, że kolejny przykład na nikim nie zrobi wrażenia?

Znowu wrócę do klubu z Łotwy. Dlaczego ten Lokomotiv ma dobry skład za połowę tych pieniędzy, które płacą polscy prezesi? Bo są wiarygodni. Wiarygodni - to słowo warto zapamiętać. Płacą mniej, ale płacą regularnie. I żużlowcy to wiedzą. Oczywiście, nadal są tacy, którzy wybiorą miliony na papierze, a drobne w rzeczywistości. Niekiedy zawodnicy już w momencie składania podpisu zdają sobie sprawę z "wariantu pesymistycznego", ale w dużej mierze uważają, że te pieniądze i tak im nie uciekną. Przynajmniej na papierze, na pewno nie uciekną. Tylko co z tego, skoro kluby nie mają żadnego majątku i wyegzekwowanie należności będzie niemożliwe - patrz: Częstochowa w ekstralidze.


I co dalej, komornik pocałuje klamkę?

Dalej ogłoszą upadłość, tak jak w Częstochowie i tych tysięcy złotych Łaguta z Sajfutdinowem nie zobaczą nigdy. Bo nie ma z czego ich ściągnąć. Moim zdaniem takie przykłady jednak zaczynają działać na wyobraźnię oraz rozum większości zawodników. Zaczynają wnikliwiej analizować oferty pod kątem wiarygodności finansowej. Czasy "bajkowych opowieści" o milionach odeszły w niepamięć. Mamy przykład w Lesznie - jeżeli nawet mistrz Polski nie może się dogadać z Pawlickimi i wypośrodkować warunków kontraktu, to coś tu jest nie tak. Wielkie pieniądze w polskim żużlu już się skończyły.


Tę targaną kłopotami ligę ktoś jednak wygra. Kto zdobędzie tytuł DMP 2016?

Sparta Wrocław.


Nawet pomimo braku własnego toru?

Tak, bo w przypadku tej drużyny to nic wielkiego nie zmienia. W półfinale w tym roku też już swojego toru nie mieli. Toruń również będzie mocny, bo to są dwa dobrze zarządzane kluby, w których każdy obecnie chce jeździć. Ale nawet gdyby się okazało, że Leszno pojedzie bez obu Pawlickich, to i tak Unia nadal będzie miała wiele do powiedzenia.


A Stal Gorzów? Prezes Zmora umiejętnie skleja te klocki, wyglądają solidnie.

Zgadza się. Stal co prawda ma pewne zaciągnięte zobowiązania z ubiegłych lat, jednak bieżące wydarzenia pokazują, że ten klub jest dobrze zorganizowany. Obserwowałem Gorzowian z bliska podczas Grand Prix oraz World Speedway League i muszę przyznać, że "Staleczka" bardzo dobrze funkcjonuje. Uwzględniając te sygnały, które płyną z Gorzowa, śmiem twierdzić, że dołączy do grupy 3-4 klubów walczących o złoto.


A spośród tych, których pan nie wymienił, kto może zamieszać?

Uważam, że Tarnów. Wiem, że Vaculíka nie będzie, ale jeśli uda im się utrzymać resztę składu i ewentualnie ściągnąć w miejsce Słowaka kogoś wartościowego, dodając do tego mościcki tor, to może być ta sama wartość. Sportowo ta liga ponownie będzie ciekawa. W tym roku przed sezonem wiele było zapowiedzi o „lidze dwóch prędkości”, po czym okazało się to nieprawdą. Teraz będzie podobnie.


Postawię tezę, że to był zły rok dla Grand Prix. Zaczęło się od komediodramatu w Warszawie, później dominacja Taia Woffindena była aż nazbyt uderzająca, na domiar złego pod koniec lata ten, na którego powrót do cyklu czekali wszyscy, doznał koszmarnej kontuzji. Pan jest z BSI związany zawodowo, ale pewnie wie pan, że wiele osób autentycznie straciło ochotę do oglądania mistrzostw, w których, jeśli tak dalej pójdzie, co dwa lata zamieniać się będą złotem Tai z Hancockiem.

Nie zgodzę się z tym, bo nie będzie dominacji Taia Woffindena. Mogę się mylić, mogą mi to wypomnieć za dwa czy trzy lata, ale uważam, że takiej dominacji nie będzie. A szczególnie liczę w tych rachubach na dwójkę młodych Polaków.


Aż tak?

Tak. W tym roku wygrałem kilka zakładów ze znajomymi, m.in. o to, że Maciej Janowski będzie w finałach SGP. Jeszcze przed sezonem byli tacy, którzy założyli się, że Janowskiego nie będzie ani razu w finale. A on nie tylko, że był, to jeszcze wygrał turniej. Maciej miał troszeczkę pecha w tym roku, ale finalnie dużo nie brakowało, żeby zawalczył o brązowy medal. Jeszcze w Horsens mówiłem, że jest szansa na ten krążek. Nie udało się, ale był blisko. Przewiduję, że z dwójką naszych młodych jeźdźców teraz będzie tak samo. Te wielkie tuzy speedwaya, czyli Hancock, Woffinden i Pedersen na pewno łatwo pola nie oddadzą. Co do pozostałych, to jest trochę niewiadoma. Weźmy takiego Doyle'a, dziś jest piątym żużlowcem GP, ale przecież gdyby jeszcze dwa lata temu ktoś coś takiego powiedział, to kierowaliby go do specjalisty. Właśnie u niektórych żużlowców nie wiadomo, który nagle "odpali" i to praktycznie znikąd. Batchelor mówiło się, że miał odpalić - i nie odpalił. Ale z kolei wyskoczył Doyle. Czy w przyszłym roku nie odpali taki Kildemand? Też nie wiemy. On już w obecnym sezonie pokazał że na wiele go stać. Kiedy tylko unormuje nieco swoją jazdę, może być ciekawie. Matej Žagar może być bardzo mocny. On był bardzo nierówny w tym roku, oddał końcówkę zadziwiająco lekko, ale wcześniej były momenty, kiedy pokazywał to, o czym mówię. W wielkim stylu wygrał w Gorzowie. W lecie miał bodaj trzy turnieje z rzędu, kiedy nie zszedł poniżej finału. I wydawało się, że mamy faworyta do brązowego medalu, a potem pojechał do siebie, do Krško, gdzie kompletnie się spalił. I było po Žagarze. Ale przecież on nie oduczył się ścigać. Jest więc Kildemand, jest Žagar, jest ta dwójka młodych Polaków…


Trójka, przecież Janowski też jest wciąż młody.

No tak, a jest jeszcze Hampel, więc nasi, jako nacja, będą mieć dominującą pozycję w cyklu. Ale chodziło mi o pokazanie, że ta wielka trójka, którą wymieniłem (Woffinden, Hancock, Pedersen) będzie czuła jeszcze mocniejszy oddech na swoich plecach, niż im się wydaje. A że w tym roku Woffinden zapewnił sobie tytuł przed ostatnim turniejem? Przecież to nic nowego. I Rickardsson wygrywał na rundę-dwie przed końcem, i Crump, więc to jest normalne, niczym cykle pogodowe.


A czy to nie Paweł Ruszkiewicz typował, że Nicki Pedersen dogoni Woffindena?

Rzeczywiście, sądziłem, że on go doścignie i zawalczy o złoto. Cóż… Nicki trochę pechowo jeździł w tym roku, to trzeba przyznać. Ale przede wszystkim Nicki ma ten problem, że wszyscy jadą przeciwko niemu. Proszę zauważyć, że nikt inny z czołówki takiego problemu nie ma, ani Woffinden, ani Hancock. Prędzej mogą liczyć, że kiedy będzie trzeba, to ktoś pomoże. Nickiemu nikt nie pomoże.


To skoro tak dobrze panu idzie zakładanie się - załóżmy się. Który z tej dwójki naszych młodych wilczków będzie lepszy: Zmarzlik czy Pawlicki?

Twierdzę, że Bartek Zmarzlik. Chodzi mi tutaj o organizacyjne i życiowe aspekty. Mam wrażenie, że Bartek jest nieco lepiej jest zorganizowany. On funkcjonuje dokładnie tak, jak uważam za ideał, czyli bardzo rodzinnie, przy czym zupełnie nie interesuje go bycie celebrytą. Bo taka nastała teraz moda - na żużlowych celebrytów. Maciek Janowski funkcjonuje zresztą podobnie do Bartka. Bardzo rodzinnie, bardzo zgrana, super ekipa, oparta na ludziach, do których ma ogromne zaufanie. Obawy w stosunku do Piotra wynikają z tego, że nie wiem, jak będzie funkcjonować jego team, w jakim składzie etc.


Tata nie wystarczy?

O to chodzi, że tego nie wiemy. Piotr Pawlicki senior, kiedy patrzy w lustro, to widzi swojego syna. Przemek jest nieco inny, a "Piter" to wykapany ojciec. Wielu młodszych kibiców nie pamięta już pana Piotra z toru, ja jestem z tego pokolenia, które dobrze pamięta. Psychicznie, a nawet fizycznie, to jest lustro. Życzę Piotrowi i Bartkowi jak najlepiej, ale kiedy muszę wytypować, to mam przeczucie, że wyżej będzie Zmarzlik. Przy czym obaj nieźle namieszają. Śmiem twierdzić, że zawalczą o podium IMŚ. Tak samo Maciej Janowski, którego harmonijny rozwój i kolejne sukcesy jasno wskazują, na co przyszła kolej teraz - na medale IMŚ. Niech stracę. Zakładałem się o Janowskiego w tym roku, to pójdę dalej.


Podobno pod względem obecności na imprezach Grand Prix lepszy od pana jest tylko Greg Hancock. Prawda to?

Do Grega, a przede wszystkim do Jurka Kanclerza z Bydgoszczy, wszystkim daleko, ale na przestrzeni ostatnich 20 lat, od 1995 roku, opuściłem 9 imprez Grand Prix i Drużynowego Pucharu Świata, wliczając w to wszystkie eventy półfinałowe DPŚ. Myślę, że to zacny wynik.


A nie boi się pan zarzutów, że będąc oficjalnym współpracownikiem BSI pana ocena tej firmy, a przez to całego cyklu, będzie wypaczona?

Przede wszystkim wiele się od nich nauczyłem. Sama krytyka nie wystarczy, bo tak jest najłatwiej. Bicie w kogoś dla samego bicia to trochę za mało. Ja sam niekiedy mam uwagi do funkcjonowania BSI, są rzeczy, za które mógłbym ich skrytykować, tak jak każdą inną firmę, bo nie ma ludzi idealnych. I nie mam z tym problemu. Jest jednak bardzo wiele rzeczy, których można się od nich nauczyć. Przy okazji organizowania imprez w Sanoku starałem się wykorzystać doświadczenie z obserwowania SGP od środka.


Jako współpracownik BSI, czy poczuwa się pan do jakiejś współodpowiedzialności za kompromitację na Stadionie Narodowym? Oczywiście pośrednio, nie bezpośrednio.

Generalnie jestem bardzo drobnym trybikiem w całej tej machinie. Mogę odpowiadać za swoją działkę. Pewne rzeczy, które tam robiłem, pewnie mogłem zrobić lepiej, popełniliśmy błędy. Jeżeli ktoś z kibiców poczuł się nimi dotknięty, to przepraszam. Zawsze może być lepiej, ale generalnie na organizację tej imprezy nie miałem żadnego wpływu.


W takim razie poproszę o ocenę, co się stało, że wyszło tak żenująco?

W moim odczuciu to był typowy pech. Niestety zbiegło się w tym samym miejscu i w tym samym czasie kilka rzeczy nieprzychylnych organizacji imprezy. Pogoda była fatalna. Zimno każdy chyba pamięta. Problemy z ułożeniem nawierzchni. Za późno to było robione. Maszyna startowa, która akurat nawaliła. Brak rezerwowej. No i wreszcie bunt zawodników. Na 18 żużlowców aż 6 to byli Polacy, czyli jedna trzecia stawki. Nie wiem, ale dla mnie to jest rzecz niepojęta, żeby żaden z tych 6 Polaków nie chciał jeździć. To jest coś, co mnie przeraziło. Jak można było odmówić startu, kiedy na trybunach jest 55 tys. ludzi - i to rodaków? Jak zawodnicy potraktowali tych kibiców?


W tej stadionowej ubikacji widziano także Macieja Janowskiego, którego tak pan przed chwilą chwalił...

No tak, mówię - zawodnicy. Chociaż nie wiemy, kto chciał jechać a kto nie. Wiemy, że nie chciał jechać Hancock i Pedersen. Tylko tyle. Siedzący w studiu Emil Sajfutdinow powiedział wtedy wyraźnie: jeździłem na dużo gorszych torach. I taka jest prawda. Ten tor nie był dobry, ale nie był też najgorszy.


To co z tym Olsenem? Powinni go puścić w skarpetkach?

A jest jakaś alternatywa? Słucham tych, którzy tak wtedy krzyczeli i pytam: jaka jest alternatywa? Problem polega na tym, że kiedy zaczęto tak ostro krytykować Olsena, to ci krytycy powinni zadać pytanie: dlaczego nie stać nas na to, żeby znaleźć kogoś, kto ułoży nam dobry, czasowy tor? To mnie intryguje. Skoro jest tak dobrze, mamy najlepszą ligę świata, to dlaczego jest tak źle z kwestią ułożenia sztucznego toru? Dlaczego musimy wynajmować człowieka z Danii?


Hipokryzja?

Nie wiem. Ja z Olsenem dużo współpracuję i bardzo go cenię. Uważam, że jest to wielkiej klasy fachowiec. Pokazał to w Horsens, pokazał to w Melbourne. Po prostu trafił się ten nieszczęsny weekend w Warszawie. Tak się zdarza czasami. Ale uważam, że długo nie będzie w żużlu kogoś takiego jak Ole Olsen, kto byłby w stanie sprostać temu wyzwaniu budowy sztucznych torów. Pamiętam, jak długo tłumaczył mi w Horsens i pokazywał na torze swoje patenty na temat bezpieczeństwa. Wspominałem o tym w trakcie relacji TV. Proszę sobie przypomnieć - moment, kiedy Kildemand wywiózł wszystkich i "poszli" we trójkę w bandę. Ta banda przesunęła się o 10 cm dzięki specjalnym wspornikom, które on z pomocą jednego z instytutów technologicznych w Danii projektował i zamawiał. Do tego sprężyny, amortyzacja… wydał na to kupę pieniędzy. I tak to trzeba robić. Fakt, że nie dopilnował wszystkich zadań w Warszawie, zjadła go rutyna, a na trybunach nie było 3 tys. ludzi jak w Terenzano, tylko 55 tys. Trzeba przyjąć to z pokorą, posypać głowę popiołem i Olsen to zresztą zrobił. Nie przekreślajmy tego człowieka. Ma teraz 9 dni przed zawodami układać tor, będąc "pilnowanym" przez Polski Związek Motorowy. I powiem panu, że jestem całkowicie spokojny, że ta impreza będzie udana.


Rzeczywiście, musi pan lubić ryzyko. Ale padł w tej wypowiedzi wątek, któremu warto poświęcić nieco czasu. Kiedy we wrześniu wymieniliśmy uwagi na temat bezpieczeństwa, a konkretnie band na prostych i koniecznych zmian, był pan sceptyczny. Darcy Ward doznał kontuzji pod koniec sierpnia, mamy zimę. Za chwilę spadnie śnieg. Co się zmieniło?

Większość kibiców pewnie uważa, że kompletnie nic. Ja wiem tyle, że światowa federacja, w tym szczególnie Armando Castagna jako były żużlowiec, który sam miał kilka groźnych kontuzji, podjęła starania zmierzające do zdiagnozowania tego problemu i poprawienia sytuacji. Jest dużo spotkań, rozmów, nie o wszystkich z pewnością wiemy, ale coś się dzieje. Tony Briggs o tym wspominał, że jako producent dmuchanych band uczestniczył w takich spotkaniach na poziomie FIM-u. Wydaje mi się, że pomału idzie to w dobrym kierunku, ale nie mam szczegółowej wiedzy w tym zakresie. Odnośnie zaś do tamtej fatalnej sytuacji z Zielonej Góry, teraz to już nic nie zmieni, ale nie mamy przecież pewności, że dmuchana banda uratowałaby Warda. "Dmuchawców" na prostych już kiedyś próbowano, pamiętamy, że to się często źle kończyło. Znalezienie złotego środka będzie tutaj wyzwaniem.


Co jeszcze można zrobić, żeby poprawić bezpieczeństwo?

Nie chciałbym się wypowiadać w kwestiach, w których wypowiadać powinni się fachowcy. Z perspektywy Sanoka i moich zawodów, wiem jedno - dbałość o szczegóły przede wszystkim. U nas były aż trzy bandy do ułożenia, bo w żużlu na lodzie tak nakazuje regulamin. I pan Włodzimierz Kowalski z PZM, każdorazowo kiedy odbierał tor, chodził i czepiał się każdego szczegółu, każdego detalu. I ja go rozumiem. Nie miałem najmniejszych pretensji, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze. Nie chciałbym nigdy mieć tragedii na swoich zawodach, nikt by nie chciał. Jestem spokojny o to, że FIM, a za nim PZM, wprowadzą takie procedury, że żużel stanie się bezpieczniejszy.


Jak pan słusznie powiedział, bezpieczeństwo jest nadrzędną wartością. Ale czy nie dostrzega pan, że o to bezpieczeństwo gardłują, spierają się i walczą głównie kibice, pasjonaci, dziennikarze plus pewna część tych, którzy z żużla żyją, natomiast sami zainteresowani, czyli ci, którzy wystawiają faktury za punkty, mam wrażenie, że w chwilach próby często nie są zdolni do jakiejkolwiek solidarności. Najpierw były tłumiki, teraz bandy, ubezpieczenia… A może my powinniśmy sobie dać spokój? Skoro sami żużlowcy w kwestiach tak kardynalnych nie są w stanie zademonstrować solidarności, to czy powinniśmy wychodzić przed szereg? To brutalna konstatacja, ale w końcu to oni ryzykują własnymi kręgosłupami, to oni pierwsi powinni głośno powiedzieć STOP.

Wielokrotnie powtarzałem, że człowiek, który siada na żużlową maszynę i jeździe pod taśmę wie, co robi. Robi to na własną odpowiedzialność. Podpisuje wcześniej wiele dokumentów, także związanych z ubezpieczeniem. W zdecydowanej większości przypadków może mieć pretensje tylko do siebie. My oczywiście chcemy, żeby tych wypadków nie było, żeby nigdy zawodnicy nie kończyli karier na wózku inwalidzkim. O to nam głównie chodzi.


Pełna zgoda, ale ten brak solidarności, nie tej twitterowej... Nie intryguje to pana?

O to musi pan zapytać samych żużlowców. To trudny temat. Powiem tylko jedno... ciężko będzie osiągnąć kompromisowe rozwiązania. Znam trochę to środowisko i obawiam się, że o jakąś większą solidarność i jednomyślność będzie bardzo trudno. Kiedy jest rywalizacja, a dochodzą do tego wielkie pieniądze, to musi rodzić określone następstwa. Jeżeli dopuszczamy do takich sytuacji jak "występ" Mastersa w Melbourne, gdzie dostał jakąś symboliczną, śmieszną karę finansową, przy czym nawet nie był zdyskwalifikowany, to jaki to jest sygnał? A część bije mu jeszcze brawo. To właśnie pokazuje jaka jest solidarność tego środowiska. To najświeższy przykład, bo w tym samym roku była jeszcze scysja Gajewskiego z Pedersenem, Pedersena z Hancockiem w Szwecji. Jak oni potem mają w czymś się zjednoczyć?


Wydawało się, że polski tłumik konstrukcji Leszka Demskiego będzie takim ożywczym powiewem. Niemal wszyscy zgodnie oczekiwali na dopuszczenie go do użytku, a wzmacniała to długo opinia samego Tomasza Golloba.

To taki trochę przykład naszego braku pokory. Miał być najlepszy, a dziś jest już nieco zapomniany. Ja też bym chciał, żeby polscy producenci i polscy tunerzy dominowali w światowym żużlu, ale wiem jak jest. Poza Ryszardem Kowalskim z Torunia, który naprawdę robi silniki na światowym poziomie, nie mamy nikogo na tym poziomie. Są dobrzy tunerzy, którzy robią dobre jednostki, jak Heniu Romański, Jacek Filip, Ryszard Małecki i inni. Jest kilka osób, ale na poziomie światowym jest tylko Ryszard Kowalski.


A co z pomysłem organizacji Grand Prix na stadionie Lecha w Poznaniu? Na jakim etapie jest ten projekt? A może został już z jakichś powodów zarzucony?

Ten projekt został zarzucony, pomimo dużego zainteresowania zarządzających stadionem, władz samorządowych i poznańskiego biznesmena Włodzimierza Szkudlarka. BSI nie chce ryzykować i robić zawodów SGP na stadionie bez zadaszenia. To główny powód. Drugi to zbyt mała powierzchnia murawy, by ułożyć wymiarowy tor. Trzeci to fakt wielkiego oporu i nieprzychylnych wypowiedzi medialnych na ten temat pana Łozińskiego z PSŻ. Nie chcę wkładać ręki w imadło. Jeśli ewentualne starania Poznania o SGP mają wpływać negatywnie na odrodzenie żużla na Golęcinie, to mówię pas. BSI też tak zrobiło.


Jak się zostaje żużlowym komentatorem w najbardziej żużlowej stacji w Polsce?

To w zasadzie nie do mnie pytanie. Generalnie pierwszy raz do współkomentowania zaprosił mnie Piotr Olkowicz. To było 10 lat temu, w Swindon na DPŚ w 2006 roku. Tak się jakoś to zaczęło, ale jestem przekonany, że doświadczenia radiowe, o których już opowiadałem, były bardzo pomocne. Radio dla dziennikarza telewizyjnego jest świetnym warsztatem.


Jak się pan czuje "po drugiej stronie lustra"?

Rzeczą podstawową jest lubić to, co się robi. Ja cenię bardzo jakąkolwiek pasję. Doceniam to, kiedy ludzie żyją tym, co robią. Nie mówię tutaj tylko o żużlu, bo to dotyczy wszelkiego rodzaju pasji: zbierania znaczków, śpiewania poezji, hodowli owadów czy słuchania Brahmsa. Uważam, że to jest podstawa do wejścia w świat mediów, zafunkcjonowania w przestrzeni publicznej. Trzeba czymś żyć, trzeba się w tym czymś doskonale orientować, myśleć o tym nie jako o pracy, a o czymś, co jest częścią samego siebie. Dla mnie taką rzeczą jest żużel, na który chodzę regularnie od kwietnia 1980 roku. Przez te 35 lat praktycznie nie było weekendu, żeby tego żużla obok mnie nie było. Ślub miałem przesunięty z poniedziałku na niedzielę wielkanocną, bo w poniedziałek miałem jechać na inaugurację ligi. Nie pojechałem wtedy - przyznaję - nie dałem rady, ale tak było.


Mając za sobą taki bagaż doświadczeń, można siadać bez tremy za mikrofonem?

Nie każdy żużlowy omnibus będzie świetnym komentatorem, proszę mi wierzyć. Tutaj trzeba zgrać kilka rzeczy oraz mieć jakąś podbudowę, warsztat. O radiu już wspomniałem, oprócz tego dużo daje mi pisanie. Dzisiaj młodzież nie potrafi pisać, nad czym boleję. Chociaż zdarzają się wyjątki. Latem zaprosiłem 35 moich studentów na DPŚ do Gniezna. Każdemu zadałem pracę pisemną. Tematy były różne, od mediów społecznościowych po organizację imprezy. Niektóre prace były napisane bardzo zdawkowo, jednak kilka było naprawdę świetnych. Tym bardziej, że z całej tej grupy tylko 5-6 osób wcześniej było kibicami żużla, pozostali żyli na co dzień piłką nożną. I właśnie ich spostrzeżenia były najciekawsze. To świadczy o tym, że są chwalebne wyjątki. Ale ogólnie nie jest różowo. Sam mam syna na studiach i obserwując jak się uczy, widzę, jakie problemy mają młodzi ludzie z pisaniem i jak mało piszą. Nie chodzi mi o kilka wyrazów czy ikonek posłanych w sieci, to nie jest "to" pisanie. Tego mi brakuje dzisiaj, bo pisanie i związana z nią odpowiedzialność za słowa oraz poddanie się krytyce odbiorcy bardzo dużo dają.


Woli pan skomentować mecz ligowy czy turniej Grand Prix?

Bywały nawet test-mecze międzynarodowe, ale staram się do każdego zadania podejść rzetelnie i z sercem. Generalnie jestem już raczej starej daty i lubię nawiązywać do historii i pewnych ciekawostek. Jak choćby to, że stadion w Gorzowie zbudowany jest na wysypisku śmieci, a mecze Polska - Dania odbywały się już w latach 50. Mam takie sygnały, że kibice to lubią. Z drugiej strony - i mówię to nie tylko jako swoje spostrzeżenie, ale korzystając z wyników uniwersyteckich badań - kibic żużlowy się starzeje. Pan i pana czytelnicy, jako w większości młodzi ludzie, co prawda przeczą temu, ale takie są fakty i jest to stwierdzone naukowo. Telewizyjny odbiorca żużla jest coraz starszy. Wbrew pozorom, coraz mniej ludzi w przedziale wieku 15-30 lat udaje się przekonać do żużla. W latach 80., kiedy moje pokolenie studiowało i łapało tego żużlowego bakcyla, świat był tak szary, a nasze możliwości działania w tamtym ustroju tak zawężone, że chwytaliśmy wszystko, co tylko mogło chociaż trochę tę szarość rozjaśnić. Ja mając 18 lat pisałem już artykuły o żużlu dla prasy polskiej i zagranicznej. Dzisiaj młody człowiek ma wszystko. Robi klik - i ma podany na tacy cały świat. Internet daje niemal nieograniczone perspektywy, ale wielu rozleniwia, zwalnia od stawiania pytań. Proszę zauważyć, że w tych typowo żużlowych ośrodkach, jak Piła, Gniezno, Leszno czy Gorzów, raczej nie ma wielkich problemów, żeby kibica żużlem zainteresować. Ale we Wrocławiu, Gdańsku, Łodzi czy Krakowie ten problem jest, i z roku na rok jest coraz większy.


Albo w Bydgoszczy.

O, bardzo dobry przykład. To jest odpływ kibica, bo to już nie jest efekt starzenia się całego społeczeństwa. Na każdym Kryterium Asów w latach 80. było po 20 tys. ludzi. Ja nie wiem, gdzie ten kibic poszedł? Na Zawiszę albo siatkówkę? Też nie bardzo. Wiem, że nie ma ich na pewno na żużlu. To nie jest tylko wina lokalnych struktur, o tego kibica trzeba zacząć dbać systemowo. Trzeba sięgnąć do przykładów promocji i marketingu z innych, znanych lig, jak piłkarska Premiership czy szwedzka liga hokejowa Ale przede wszystkim trzeba unikać za wszelką cenę takich wpadek jak w tym roku, czyli kolejno: SGP Warszawa, scysja w Ostrowie i brak Daugavpils w Ekstralidze.


To także rola mediów. A czy mamy w Polsce wybitnych komentatorów speedwaya?

Mamy i to wielu, jednak nie chciałbym oceniać pracy innych. Nigdy nie oceniam swoich kolegów.


Ale nawet pomijając nazwiska, jaki jest poziom komentowania żużla w naszym kraju, choćby w porównaniu do innych dyscyplin? Przecież to także musi być przedmiotem akademickich dociekań.

Jak sięgam pamięcią, miałem przyjemność pracy telewizyjnej z ponad dziesięcioma dziennikarzami. Ze wszystkimi bardzo dobrze mi się pracowało. Ale nie potrafię wybrać tej jednej, najlepszej osoby. Bardzo dobrze mi się komentuje w studiu razem ze Stanisławem Chomskim. Był ze mną przy okazji Pucharu Świata i miał znakomite spostrzeżenia. Bardzo rzeczowy i spokojny człowiek. Chyba zapomniałem go wymienić wcześniej, kiedy pytał pan o wyróżniających się trenerów starszej daty - biję się w piersi, pan Stanisław na pewno tam jest. To bardzo dobry trener, a jak się okazało także zdolny komentator. Generalnie mam same dobre wspomnienia ze swojej pracy w telewizji.


A Pawła Ruszkiewicza zobaczymy na ekranach w sezonie 2016?

To nie jest do mnie pytanie. Trzeba zapytać pana Marcina Majewskiego i innych osób, które zarządzają żużlem w nc+.


Ale gdyby padła propozycja, pan jest na posterunku.

Ja jestem do dyspozycji. Skoro sprawia mi to dużą przyjemność, to jestem otwarty. To jest ciekawa, ale też bardzo odpowiedzialna praca. I człowiek widzi to po błędach jakie popełnia, czy to merytorycznych, czy lingwistycznych. Dopiero jak popełni się jakiś błąd, to widać jak on jest odbierany, jak wytykany, jak zapamiętywany. A słowa raz wypowiedzianego nie da się cofnąć. Dlatego to nie jest praca lekka, łatwa i przyjemna, jak wielu się wydaje.


Po tym wszystkim, co pan mówi, zastanawiam się… z takim spojrzeniem na żużel, z taką wiedzą, z takim bagażem doświadczeń - dlaczego Paweł Ruszkiewicz nie chciał wystartować w wyborach do GKSŻ?

Ja może bym chciał, tylko nigdy nie złożono mi takiej propozycji. A przede wszystkim są pewne procedury formalne w PZM, które określają, kto może się o to ubiegać.


Słówko jeszcze o żużlu na lodzie. Jak wygląda sytuacja polskiego ice speedwaya po śmierci Grzegorza Knappa?

Cóż… wygląda niewesoło. Wynika to przede wszystkim z braku środków. Mnie nie stać już więcej na wielkie wydatki na sprzęt dla zawodników, tym bardziej, że nie ma imprezy w Sanoku, przy okazji której można było się postarać o jakichś sponsorów. Ostatnie 2-3 lata funkcjonowaliśmy dzięki pomocy PZM. Czekam cały czas cierpliwie na decyzję Piotra Szymańskiego, co dalej. Generalnie teraz to od niego wiele zależy. Ja mogę pomóc to prowadzić. Zrobię to chętnie i z przyjemnością, ze swoich środków też jestem w stanie coś pomóc, ale na pewno nie w tym wymiarze co do tej pory. Tym bardziej, że te motocykle, na których jeździli i nadal jeżdżą Polacy, w większości ja finansowałem. Jeden z motocykli zakupiliśmy razem z Włodzimierzem Szkudlarkiem. Dofinansowanie było również ze środków PZM. W żużlu na lodzie nie ma pieniędzy, a koszty sprzętu są dużo wyższe niż w żużlu klasycznym.


A tak szczerze, ma szansę ten sport zafunkcjonować dobrze w naszym kraju?

Ten sport mógł naprawę dobrze funkcjonować w naszym kraju. Dzisiaj jesteśmy na etapie poszukiwania następcy Grześka, kogoś, kto byłby w stanie pójść w Jego ślady. Jak wiadomo, tej zimy turnieju w Sanoku nie będzie. Przychylność władz samorządowych nadal jest, ale po tragedii Grzegorza powstała w naszym ice speedwayu wyrwa. Mówiąc wprost, czekamy na Polaków, na zawodników, którzy reprezentowaliby chociaż średni poziom światowy, żeby można było wrócić z tą imprezą do Sanoka.


W jakich kategoriach postrzega pan wyścigi na lodzie? Czy ten sport ma przyszłość? Bo skoro mówi się często, że speedway w skali makro jest sportem niszowym - i to nawet w którymś momencie padło z pana ust - to co dopiero jego lodowa odmiana?

To powiem panu odwrotnie - potencjał lodowej odmiany żużla jest dużo wyższy niż klasycznej.


To ciekawe. Jak pan to argumentuje?

Argumentuję to tym, że dzisiaj sportem rządzi telewizja i sponsorzy. Jeszcze przed śmiercią Grzegorza Knappa razem ze Szczepanem Szczęsnym i Anitą Mazur zbudowałem projekt pod nazwą Ice Fight Series. Jest on gotowy. Rozmawiając o nim z ludźmi na całym świecie i widziałem, jaki był odbiór. Stany Zjednoczone, Rosja, Austria, Włochy, ba, nawet Hongkong - natychmiast było zainteresowanie tym projektem. Z czego to wynika? Po prostu z tego, że zimą, poza Dakarem, nie ma praktycznie żadnego sportu motorowego. Ostatni turniej w Sanoku był pokazany w nc+, wcześniej pokazywała go telewizja publiczna. I z tego co wiem, szefostwo nc+ nadal jest pozytywnie nastawione do ice speedwaya. To też o czymś świadczy. Tylko nie mam na dzień dzisiejszy zawodników. Pokazywanie zawodów bez Polaka, prezentującego choćby umiarkowanie wysoki poziom, trochę mija się z celem. Wolałbym najpierw popracować 2-3 lata z kilkoma osobami, które chcą spróbować swoich sił w żużlu na lodzie i może znaleźć wśród nich kogoś, kto prezentowałby poziom Grzegorza Knappa. Ale te problemy w niczym nie zmieniają mojej całościowej oceny, że ice speedway ma większy potencjał marketingowy od żużla klasycznego. Po pierwsze, zimą telewizyjnych imprez jest mniej, po drugie – żużel na lodzie przyciąga przed telewizory szersze grono kibiców interesujących się generalnie motoryzacją. My patrzymy z punktu widzenia Gniezna, Leszna czy Wrocławia, ale Włosi, Belgowie, Austriacy, Szwajcarzy, Hiszpanie czy Francuzi szybciej włączą telewizor widząc motocykle z kolcami w oponach niż klasyczny żużel.


Próbował pan zainteresować FIM swoim projektem?

Próbowałem namówić Armando Castagnę, zgłaszałem nawet swoją kandydaturę do FIM-u, żeby móc przedstawić ten projekt oficjalnie światowej centrali. Niestety, moja propozycja nie uzyskała akceptacji. Pomimo wspomnianego pozytywnego odbioru, zawiesiłem ten projekt. Zdaję sobie sprawę, że to bardzo trudny temat.


Pamiętam jak usiłowano zaszczepić ice speedway na gruncie polskim na początku lat 90. Była telewizja, był dobry czas antenowy, organizowano duże turnieje, nawet w Warszawie. A jednak jakoś opornie to szło. Może po prostu nie da się przeskoczyć pewnych rzeczy, od coraz kapryśniejszej pogody poczynając, po brak większych tradycji?

Ale wtedy nie przyjęło się właśnie z tego powodu, że zabrakło Polaków. Z Rosjan usiłowano zrobić Polaków, a kibice tego nie kupili. Siergiej Iwanow jako Polak... tak się nie da. A to wszystko, co pan wymienił, to są rzeczywiście obiektywne problemy tego sportu. Nie ma gdzie trenować, bo takie mamy zimy. Przy normalnej, dobrej zimie, wiele imprez organizowało się na torach naturalnych. Dzisiaj nie ma tych zim, a tory sztucznie mrożone to Assen, Berlin, Inzell i Sanok. Słownie: cztery obiekty, gdzie na tydzień przegania się łyżwiarzy i pozwala jeździć żużlowcom. Ale to nic, to tylko znaczy, że trzeba szukać. Przez chwilę był Innsbruck. W samych Helsinkach są dwa tory łyżwiarskie, gdzie chętnie widziano by żużlowców. Tylko ktoś musi to koordynować, musi być jakaś spójna strategia. Musi się tym zająć FIM. Dziś robi to tak, jak robi. Troszeczkę się rozszerzyła ta dyscyplina sportu, bo doszły Ałmaty w Kazachstanie, dojdą imprezy na torach naturalnych w Skandynawii, ale to wciąż nie jest to, co można by z tą dyscypliną zrobić.


To jakie są bieżące cele przed polskim ice speedwayem?

Takie, żeby przetrwać. I wierzę, że tak długo, jak będą ludzie, którzy wnoszą swoją pasję i serce, tak długo ten sport nie umrze. Takim bardzo pozytywnym człowiekiem, który się niedawno pojawił w naszym ice speedwayu jest Kamil Janura. Latem jest on mechanikiem w klasycznym żużlu, sam kupił motocykl do lodu, sam się przygotowuje. Ma nieco ponad 25 lat, a to w żużlu na lodzie oznacza wręcz młodego zawodnika. Paweł Hlib też chce spróbować. Martwię się tylko o aurę, bo widzimy, co się dzieje za oknem. Nie ma zimy. Zobaczymy, czy PZM przekaże jakieś środki na treningi. Jeśli tak, to i Kamil, i Paweł, i Daniszewscy, a może ktoś jeszcze, pojedziemy na treningi do Skandynawii.


Jest pan człowiekiem żużla, ale paradoksalnie, jedną z ciekawszych wypowiedzi pana autorstwa znalazłem… w komentarzach pod jednym z artykułów na stricte miejskim portalu. Wątpliwości nie było, bo podpisał się pan imieniem i nazwiskiem. A dotyczył ów wpis sprzedania przez gnieźnieński magistrat parowozu Gnieźnieńskiej Kolejki Wąskotorowej, której jest pan pasjonatem. Było tam i o indolencji władz powiatu, i o "wiadrze darmowych pierogów", i o wyjeździe lokalnych notabli na integracyjną imprezę do Holandii. Wali pan prosto z mostu, podpisuje się pod tym. To ciężko będzie pan miał w tym Gnieźnie. I w żużlu też.

Ratowałem tę wąskotorówkę przed zamknięciem wiele lat temu, więc proszę się nie dziwić. Uważam, że jeśli ktoś sprzedaje fragment historii naszego regionu, to nie zasługuje na miano dobrej władzy. Szczęście polega na tym, że obecnie w starostwie zmieniła się ekipa. Nową panią starościnę dobrze znam, bardzo ją cenię i szanuję. Gdyby 1,5 roku temu to ona była na tym stanowisku, z pewnością nie doszłoby do tej skandalicznej sprawy. Jak można sprzedać sąsiedniemu samorządowi z Wrześni własny zabytek techniki o tak unikalnej skali? Ja w 1999 r. ratowałem tę kolej przed skasowaniem, m.in. rozpocząłem procedurę wpisania jej na listę zabytków, żeby zablokować możliwość wykupienia jej za grosze i zezłomowania. Największym plusem naszej gnieźnieńskiej wąskotorówki jest to, że mamy funkcjonujące parowozy, jako jedni z nielicznych w Europie. Teraz już o ten jeden mniej, ale to i tak unikatowa sytuacja. Mają one ponad 50 lat, a w związku z tym rewizja samego tylko kotła w takiej maszynie kosztuje prawie 300 tys. zł. Torowisko jest w fatalnym stanie Ale są pasjonaci i walczymy. A wtedy zabolało mnie to strasznie, bo żeby z powodów wyłącznie finansowych, dla załatania dziury w budżecie, sprzedawać taką perełkę techniki, kiedy tysiącami marnotrawiono publiczne pieniądze na wiele beznadziejnych rzeczy - tego nie mogłem zrozumieć. To była rzecz skandaliczna i nie wytrzymałem. Teraz mamy nową władzę w starostwie, ale - co ważne - także w ratuszu. Nowego prezydenta miasta, Tomasza Budasza, znam jeszcze z czasów licealnych. Razem byliśmy w Vojens na finale IMŚ w 1994 roku oraz w Elgane na finale IMŚJ. Nie musi sprawiać wrażenia, że żużel jest mu bliski, bo wiem, że tak jest. Sam zresztą uprawia sport. Mija właśnie rok od czasu wyborów samorządowych i widać zupełnie nową, znacznie lepszą jakość zarządzania miastem. Jestem przekonany, że takie sytuacje, jak ta z parowozem, już się nie zdarzą. Choć tamtego wciąż mi żal.


Nie zbanowali pana po tamtym komentarzu?

Skądże. Podpisałem się pod moim komentarzem, inaczej nie robię nigdy. Nie ma znaczenia, czy coś mówię w telewizji, piszę w poważnej gazecie, czy komentuję jako czytelnik portalu - jeżeli zabieram głos, to jest to przemyślane i podpisuję się pod tym, biorąc za to odpowiedzialność. Nie toleruję anonimów, dlatego nie czytam komentarzy w internecie, ani nie zajmuję się nimi, bo są one w większości anonimowe. Kiedyś pisano w toalecie, drapano coś na ścianie, dzisiaj nie trzeba toalety - pisze się w sieci anonimowe komentarze. A z krytyką w Gnieźnie, oczywiście, że się borykam. Zostałem bardzo mocno skrytykowany przez ośrodek sportu i rekreacji za turniej ice racingu na jeziorze w Łazienkach. Pisano, że nie zostało posprzątane itd. Tylko zawsze łatwo krytykować nie mając pełnej wiedzy o czymś. Nikt nie wziął pod uwagę, że tam było 4 tys. ludzi. Mało kto też zauważył, że nagle 3 stycznia nad jezioro w centrum Gniezna zajechały wozy transmisyjne największych polskich stacji: TVP, Polsatu i TVN, żeby pokazać imprezę, a przy okazji promować miasto.


Na koniec mniej miło, ale pewnie zdaje pan sobie sprawę z tego, że jest grono kibiców, na których sam dźwięk nazwiska Ruszkiewicz działa jak płachta na byka. Część z nich nie przeczyta nawet tego wywiadu, nie potrzebują tego, bo "swoje wiedzą" - i od razu wpiszą komentarz ze skrajnie negatywną oceną pańskiej osoby.

Takie są koszty robienia i mówienia czegoś publicznie w sposób, o jakim wspomniałem wyżej.


Tak, ale wie pan, jaki zarzut pod pana adresem podnoszony jest na pierwszym miejscu wśród tych wpisów? Nie chodzi o Gniezno, Start, telewizję czy jakiś językowy lapsus - chodzi o to, że w dniu pogrzebu pana zawodnika i przyjaciela z kadry ice speedwaya był pan gdzie indziej. Zdaję sobie sprawę, że to szalenie delikatna sprawa. Pan nie musi odpowiadać, ale ja muszę zapytać. Chciałby pan powiedzieć coś tym, którzy nie mogą tego panu darować?

Nie mogłem być na tym pogrzebie. To są sprawy osobiste i nie chcę ich komentować publicznie. Staram się nie oceniać życiowych postaw innych ludzi. Inni zrobili inaczej, ale nie chcę komentować tego, co napisali. Nieliczne osoby wiedzą jak było.


Dlaczego ś.p. Grzegorz pojechał do tej Holandii?

Nie wiem. Mało kto wie.


Pan też nie?

Nie wiedziałem, że On tam jedzie. Nikt chyba nie wiedział. Grzegorz pojechał tam sam. Jest jedna osoba, która mogła wiedzieć. To jego kolega - Piotr z Holandii, który mu pomagał. Gdyby z nim porozmawiać, on mógłby coś powiedzieć. Ja zupełnie nic nie wiedziałem o tym wyjeździe.


Wraz z odejściem Grzegorza polski wyczynowy ice speedway przestał istnieć. Ale rozumiem, że pomimo tego, i pomimo wspomnianej krytyki, pan się nie podda? W kwestii ice speedwaya, ani w żadnej innej?

Nie, bo to jest moja pasja. Ja tym żyję i będę chciał, żeby to nadal funkcjonowało. Nie wiem jeszcze w jakim zakresie, ale myślami wybiegam już do przodu. W przypadku wsparcia PZM-u i dobrej zimy, mam w Polsce trzy lokalizacje na organizację imprez na torze naturalnym. A z władzami Sanoka oraz z marszałkiem województwa jestem po słowie. Oni są wciąż na "tak", tylko musimy popracować trochę nad zawodnikami.

Dobrej zimy zatem!
Dziękuję.


Rozmawiał: Jakub Horbaczewski

Zdjęcie: archiwum Pawła Ruszkiewicza

Korzystanie z linków socialshare lub dodanie komentarza na stronie jednoznaczne z wyrażeniem zgody na przetwarzanie danych osobowych podanych podczas kontaktu email zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych. Podanie danych jest dobrowolne. Administratorem podanych przez Pana/Panią danych osobowych jest właściciel strony Jakub Horbaczewski . Pana/Pani dane będą przetwarzane w celach związanych z udzieleniem odpowiedzi, przedstawieniem oferty usług oraz w celach statystycznych zgodnie z polityką prywatności. Przysługuje Panu/Pani prawo dostępu do treści swoich danych oraz ich poprawiania.

KALENDARIUM

POWIEDZIELI

Teraz jest mi trochę wstyd i przykro, że tak się potoczyło. Mogę przeprosić tych kibiców, którzy poczuli się może urażeni, ale ten przekaz, który poszedł w mediach przez jednego z naszych gorzowskich dziennikarzy, który został wrzucony (do sieci), nie był od początku. Wdałem się w tę polemikę, niepotrzebnie. / Stanisław Chomski dla C+

Odwiedź nasze social media

fb ikonkaX ikonkaInstagram ikonka

Typer 2024 - zmierz się z najlepszymi!

Najszybsze żużlowe newsy

SpeedwayNews logo

NAJBLIŻSZE ZAWODY W TV

 PGE Ekstraliga 2024
1. Orlen Oil Motor Lublin  14 31 +162
2. Betard Sparta Wrocław  14 19 +30
3. ebut.pl Stal Gorzów  14 19 -37
4. KS Apator Toruń  14 15 -7
5. ZOOLeszcz GKM Grudziądz  14 14 -58
6. NovyHotel Falubaz  14 13 -33
7. Krono-Plast Włókniarz  14 12 -50
8. FOGO Unia Leszno  14 11 -87
 Metalkas 2. Ekstraliga 2024
1. Arged Malesa Ostrów  14  28 +128
2. Abramczyk Polonia  14  27 +161
3. Innpro ROW Rybnik  14  23 +63
4. Cellfast Wilki Krosno  14  19 -20
5. #OrzechowaOsada PSŻ  14  18 -16
6. H.Skrzydlewska Orzeł Łódź
 14  13 -54
7. Texom Stal Rzeszów  14   9 -80
8. Zdunek Wybrzeże Gdańsk
 14   3 -182
Krajowa Liga Żużlowa 2024
1. Ultrapur Start Gniezno
 10  21 +94
2. Unia Tarnów  10
 16 +55
3. PKS Polonia Piła  10
 11 +18
4. OK Kolejarz Opole  10
 11 -39
5. Optibet Lokomotiv  10  10 -23
6. Trans MF Landshut Devils  10  6 -105

Klasyfikacja SGP 2024 (po 10/11 rund)

1. Bartosz Zmarzlik
159
2. Robert Lambert
137
3. Fredrik Lindgren
127
4. Martin Vaculík 114
5. Daniel Bewley
111
6. Mikkel Michelsen 101
7. Jack Holder 97
8. Dominik Kubera
88
9. Leon Madsen 76
10. Łotwa duża Andrzej Lebiediew
75
11.  Max Fricke 64
12. flaga niemiec Kai Huckenbeck 58
13. Szymon Woźniak 46
14. Jason Doyle 47
15. Maciej Janowski
46
16. Czechy duzaFlaga Jan Kvěch 41

PARTNERZY

kibic-zuzla logozuzlowefotki-logo
WszystkoCzarne blog

Pomóż kontuzjowanym

KamilCieślar
DW43