Kiedy przed dziesięcioma laty startował w Daugavpils uchodził za talent czystej wody i przepowiadano mu świetlaną przyszłość. Od tamtego czasu wzbogacił się o mnóstwo medali i wyróżnień, zarówno drużynowych jak i indywidualnych. Dla wielu w jego dotychczasowym dorobku brakuje jednak przede wszystkim jednego: sukcesu w Grand Prix. Grisza Łaguta był do tej pory dość wybredny i ani myślał dostawać się do cyklu poprzez eliminacje, wymuszając tym samym na organizatorach przyznanie dzikiej karty. Nic z tego nie wyszło. Obecnie najwyższe laury może zdobywać rywalizując w SEC oraz rozgrywkach ligowych. To właśnie na tych ostatnich skupiliśmy się najbardziej w naszej rozmowie z Rosjaninem przeprowadzonej w Poznaniu tuż po meczu z Betardem Spartą (19 czerwca).
Marcin Konieczny: Wewnętrznie musisz być rozdarty. Z jednej strony twój występ wypadł dobrze, ale drużyna jednak nie uniknęła porażki...
Grigorij Łaguta: Znowu czegoś zabrakło do zwycięstwa. Dwanaście punktów to dużo i mało. Znów w drużynie pojechało dwóch i pół zawodnika. Dlaczego inni pojechali słabiej to pytanie już nie do mnie. Trzeba pytać tamtych zawodników czego zabrakło. Ja mogę odpowiadać na pytania dotyczące mojego wyniku.
Wiem za to, że spore wrażenie wywarł na tobie wasz młodziak z Australii. Uważasz Fricke’a za duży talent?
To nie pierwszy udany występ dla niego. W sobotę Australijczyk świetnie spisał się w King’s Lynn w Mistrzostwach Świata Juniorów. Do tego miał ciężki upadek, ale w niedzielę w Poznaniu już naprawdę był w formie. Młodzi chłopacy u nas generalnie dają radę, bo nawet sześć punktów Kacpra Woryny na wyjeździe to również dobry wynik. Od niego nie wymaga się więcej, zwłaszcza na obcych torach.
Czy fakt, że jesteście beniaminkiem rozgrywek sprawia, że na wyjazdach nie ma na was takiego ciśnienia? Szef stawia nacisk przede wszystkim na mecze u siebie?
Przede wszystkim to nie jest tak, że jesteśmy tu nowi i wymaga się od nas mniej. Nowa jest tylko nazwa klubu i liga, w której startuje. Ja znałem już przed przyjściem tutaj trenera, ludzi z zarządu klubu, a przede wszystkim chłopaków z drużyny. Wszyscy od lat jesteśmy związani z tym sportem. Spotykamy się na stadionach w całej Europie. A teraz po prostu tworzymy jeden zespół. Nie odbieram tego w kategoriach "nowej drużyny". W kwestii atmosfery nie mogę narzekać. Myślę, że tworzymy fajny team. Wszyscy sobie pomagamy i jesteśmy dla siebie serdeczni. To buduje także wynik. W niedzielę przegraliśmy w Poznaniu, ale nie sądzę, żeby to odbiło się na klimacie w zespole.
Czy uważasz, że trener wrocławian próbuje przygotować tor w Poznaniu analogicznie do domowego? Od początku sezonu mijanek było jak na lekarstwo, a do tego mało kto decydował się na jazdę przy bandzie.
Jeżeli na takim torze "trzyma" tylko krawężnik, to nie ma sensu wyjeżdżać gdzieś szerzej. Zrobisz to i od razu trzech chłopaków zobaczysz przy krawężniku przed sobą. To byłoby głupie. Rzeczywiście, jest tak jak mówisz. Jeździłem wiele razy na torze we Wrocławiu i powiem ci szczerze, że ten w Poznaniu robiony jest podobnie. Generalnie jest tak, że drużyny robią tory pod siebie. To nic dziwnego. Jeżeli Sparta wygrywa u siebie to znaczy, że tor im odpowiada. Z drugiej jednak strony żużel jest dla kibiców. Jazda gęsiego nie jest ciekawa dla ludzi na trybunach. Kibic jest niezadowolony, lecz zadowolony jest prezes klubu i zawodnik, który zarobił, bo na "betonie" narobił punktów. Na takich torach mijanki są tylko wtedy, gdy któryś z zawodników na łuku popełni błąd.
Równolegle do waszego spotkania GKM podejmował Stal Gorzów. Twój brat w pierwszych trzech swoich biegach był bezbłędny. Będzie dokuczać tobie po meczu, że jeździsz w słabszej ekipie?
Nawet nie wiem jaki wynik padł w Grudziądzu…
54:36.
Grudziądz wygrał? O kurde... Artiom miał bardzo poważny wypadek w czwartek w Rosji. Z trudnościami dokończył mecz Wostoku, a wczoraj, jak do mnie dzwonił, to jeszcze nie był pewien swojego występu przeciwko Stali Gorzów. Walczył z bólem ręki, której nie mógł nawet podnieść. Dzisiaj najpewniej był na zastrzykach przeciwbólowych. To już nie jest taki "miękki" chłopak jak jeszcze parę lat temu. Dziś to twardy zawodnik, dlatego szczerze mu gratuluję wyniku. Chyba nie będzie mi dokuczać z powodu naszej porażki (śmiech).
Obaj korzystacie nadal z usług tych samych tunerów, czy każdy poszedł swoją drogą w tym roku?
Jest dobrze, więc nic nie zmieniamy. Korzystamy z usług tych samych osób. Siergiej Mikułow daje radę. Do tego dużo trenujemy. Ostatnio jeździliśmy nawet w słoweńskim Krško czy w Chorwacji. To, jak widać, przynosi dotychczas wyniki. Z tego miejsca dziękuję wszystkim, którzy na co dzień mi pomagają. Mam fajny team. Tworzymy super atmosferę i to również napędza.
Po meczu, kiedy jesteś już w hotelu lub domu, strzalasz piwko, włączasz komputer i sprawdzasz wyniki drużyny z Daugavpils, czy losy Lokomotivu nie są ci już bliskie?
Dzisiaj jeszcze się nie przebrałem w kevlar, a już sprawdzałem jak jedzie Loko! (śmiech) Chłopacy niestety przegrali w Częstochowie.
Jeżeli Lokomotiv po raz kolejny wygrałby ligę i zdecydowano by się Łotyszy dopuścić do startu w Ekstralidze, to obrałbyś kierunek "dom"?
Mam nadzieję, że tak się stanie. Przede wszystkim jest trudna kwestia startów Lokomotivu w Ekstralidze. Mimo wszystko jednak fajnie byłoby znów startować u siebie w domu.
Wspomniałeś przy okazji tematu Artioma o ubiegłotygodniowym meczu Wostoku. Tak sobie myślę, że tam to dopiero macie fajny team spirit. Chciałoby się nawet powiedzieć, że atmosfera bardzo rodzinna. W Wostoku jeździsz bowiem z Artiomem, Pawłem Łagutą oraz Wadimem Tarasienką. Nie wszyscy kibice to wiedzą, ale jesteście ze sobą spokrewnieni.
Paweł jest synem mojego starszego brata. Rzeczywiście jest bardzo rodzinnie. Może kiedyś cały Wostok będzie rodziną (śmiech). Pamiętam jak może z dziesięć lat temu, albo nawet trochę więcej, wszyscy we Władywostoku namawiali mojego ojca, żeby postarał się o jeszcze jednego Łagutę, to wtedy stworzymy drużynę ligową (śmiech). Minęło trochę czasu i choć nie wszyscy jesteśmy tam rodziną, to rzeczywiście jest ciekawie.