O sytuacji Lokomotivu Daugavpils na przestrzeni ostatnich lat napisaliśmy na PoKredzie.pl pewnie więcej niż wszystkie mainstreamowe media żużlowe razem wzięte. Jednak to, że temat ten istnieje (a przynajmniej długo istniał) tylko na marginesie powszechnej świadomości polskiego dziennikarstwa żużlowego, nie oznacza, że przestał być palący. Porozmawialiśmy w ostatnich dniach z najważniejszymi ludźmi w Lokomotivie o tym, jak naprawdę wygląda ich sytuacja. I na co można liczyć w perspektywie sezonu 2018.
W rozmowie z Nikołajem Kokinem, trenerem łotewskiego klubu, Paweł Kołodziejczak usłyszał sporo optymizmu i jeszcze więcej dyplomacji. Wywiad cytujemy w całości, jako nutkę nadziei na lepsze jutro dla żużla w Daugavpils:
– W jakiej kondycji jest łotewski żużel? Jaka jest jego przyszłość pana zdaniem?
– Myślę, że wszystko będzie okej. Ta pięćdziesięciopięcioletnia historia w Daugavpils się nie skończy. Ostatnio odbyło się spotkanie na stadionie z władzami miasta. Przyszło na nie wielu kibiców. Długo rozmawialiśmy, władze miasta powiedziały fanom, że żużel dalej tu będzie.
– Myśli pan, że władze miasta dadzą dokładnie taką samą dotację jak to było w latach ubiegłych?
– Takich pieniędzy władze nie dadzą. Koncepcja jest taka żeby więcej jeździć swoimi wychowankami, którzy uczą się w szkółce. Postawimy po prostu na młodzież.
– Nie boi się pan, że ci zawodnicy po osiągnięciu pewnego poziomu będą chętnie stąd wyjeżdżać?
– To nic strasznego, będziemy mieli innych. Po to pracujemy by zawodnicy dobrze się rozwijali. Taki czas nadszedł dla Lebiediewa, on nie mógł już dłużej czekać. Gdyby tu był klub Ekstraligi, to by jeździł tutaj, nie ma wątpliwości. Ale musi iść dalej, ja nie widzę w tym problemu. Dużo młodych chłopaków ma tu długie kontrakty, oni robią swoje i mają wolną drogę. To normalne.
– A co sądzi pan o polskich władzach żużlowych, które nie zgodziły się na udział Lokomotivu w Ekstralidze? To jest fair?
– To nie jest duży problem. Może musimy poczekać, może coś się zmieni...
– Wierzy pan w to jeszcze?
– Dlaczego nie? Nie ma co się spieszyć, jedziemy dalej, może coś się zmieni. Teraz wpuścili nas przecież do mistrzostw juniorskich. Ale też muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o budżet, to pieniędzy na Ekstraligę tutaj od razu nie będzie, tu musi wszystko przyjść na spokojnie.
– Nowe władze miasta, które różnią się od poprzednich - mają te same intencje, oni chcą żeby żużel był w Daugavpils?
– Na ostatnim spotkaniu powiedziano kibicom, że żużel tu nie umrze, że nikt nie chce tego przerwać. I ja w to wierzę. W poniedziałek nasi szefowie idą, mówiąc wprost po pieniądze.
– I znajdą się te pieniądze?
– Chyba tak...
– A dużo ich będzie?
– Nie wiem (śmiech). Powiedziano nam, że będziemy jeździć, nic się zmieni, ale nie będzie pieniędzy na zagranicznych zawodników.
Nikołaj Kokin to trener przez wielkie T. Niech się wokół wali, pali, on wierzy w swój klub i w swoją drużynę. Kiedy w roku 2016 stało się jasne, że niezależnie od wyniku finału pierwszej ligi władze Speedway Ekstraligi nie wpuszczą Łotyszy w swoje szeregi, Kokin i tak zmobilizował zawodników, by jechali "mecz o wszystko", by stworzyli widowisko choćby dla kibiców. I Lokomotiv wygrał dwumecz z Orłem Łódź, chociaż Orzeł jechał o ekstraligowy byt, a Łotysze tylko o honor żużla z miasta nad Dźwiną. Trener jest od tego, żeby dawać zawodnikom i kibicom nadzieję – ale niech was optymizm Nikołaja Kokina nie zwiedzie. Źle się dzieje w państwie łotewskim.
Spotkanie, o którym Kokin wspomina w wywiadzie, odbyło się 3 sierpnia na stadionie Lokomotivu i szerokim echem odbiło się w lokalnych mediach. W audycji "Gra o tron" w jednej z miejscowych stacji radiowych, będącej tubą propagandową obecnej władzy w Daugavpils, mogliśmy usłyszeć, że na spotkanie przyszli... głównie pijacy albo ludzie ściągnięci przez zarząd klubu. A w ogóle – co to za sport, ten żużel? W mediach społecznościowych na profilu mera i wicemera pojawiły się komentarze, że ludzi było mało, co ponoć dowodzi, jak nieznaczącym dla tego miasta jest żużel. Cóż, a może wpływ na frekwencję miał fakt, że spotkanie zwoływano na chybcika, i to jeszcze w środku tygodnia?
Wiceprezes klubu, Anatolij Zil, także nie traci nadziei, choć daleki jest od optymizmu Kokina:
– Spodziewałem się, że będzie gorzej – komentował na gorąco spotkanie kibiców z władzami miasta. – A po wszystkim coś drgnęło, pojawiły się konkretne rozmowy, obietnice, padły liczby. Mam nadzieję, że to nie blef, a uspokoję się dopiero, kiedy na koncie klubu zobaczę pierwsze przelewy.
W tym momencie dług klubu wynosi około ćwierć miliona euro, mniej więcej tyle, ile Lokomotiv otrzymywał dotacji od poprzednich władz miasta (o ich związkach z żużlem więcej przeczytacie w artykule "Co się stało w mieście nad Dźwiną?"). Takich pieniędzy, czego są pewni i Kokin, i Zil, miasto już klubowi nie da.
– Teraz nie prosimy o pieniądze z budżetu miasta – tłumaczy Zil. – Prosimy nowych polityków o pomoc w poszukiwaniach nowego sponsora strategicznego. Wiemy, że mogą nam pomóc, jeżeli zechcą, a obecnie żużel stał się instrumentem rozgrywki politycznej - stąd nasze problemy.
Po poprzednim sezonie i stracie sponsora w postaci łotewskich kolei, jeszcze przed radykalną zmianą u politycznego steru Daugavpils klub sygnalizował poprzedniemu kierownictwu możliwe problemy finansowe. Władze Lokomotivu rozważały możliwość degradacji do drugiej ligi, gdzie mogłyby spędzić sezon na przetrwaniu i odbudowaniu budżetu klubu, na którym negatywnie odbiła się nie tylko historia z kolejami, ale także organizacja międzynarodowych imprez
– Na plus Grand Prix wyszło nam finansowo tylko w 2013 roku. Pozostałe lata to mniejsze lub większe straty, na dodatek mieliśmy problemy z pogodą i na Grand Prix, i podczas zawodów SEC w ubiegłym roku. Ale organizujemy takie imprezy dla miasta i dla naszych kibiców, a poprzednie kierownictwo klubu dawało nam dodatkowe kwoty właśnie na ten cel – wyjaśnia wiceprezes Lokomotivu.
W planach "samodegradacji" także odegrali rolę politycy:
– Nie przepadlibyśmy w drugiej lidze z naszymi juniorami – zapewnia Zil. Jego optymizm jest uzasadniony, w końcu chłopak z Daugavpils, Jewgienij Kostygow, zajął w poznańskiej rundzie IMŚJ trzecie miejsce, a na poły juniorski skład zespołu i tak dał Łotyszom miejsce w fazie play-off, i to z szansami na udział w finale ligi trzeci rok z rzędu. – Dla naszej młodzieży byłoby to dobre doświadczenie. Jednak poprzednie władze miasta nie zgodziły się na ten wariant, kazały nam wystawiać "budżetowy" skład w pierwszej lidze i dalej szkolić juniorów. Co też czyniliśmy.
Władza się zmieniła, problemów przybywa, a Lokomotiv zamiast cieszyć się z nieoczekiwanego i jak najbardziej zasłużonego awansu do play-offów, drży o swoją przyszłość.
– Jeżeli nie spłacimy długów wobec zawodników, nie otrzymamy licencji i wtedy nie ma mowy już o żadnej lidze – nie pozostawia złudzeń Zil. – Sezonu 2018 w Daugavpils najzwyczajniej w świecie nie będzie.
Daugavpils a sprawa polska
Gdy w 2015 roku przed Ekstraligą po raz pierwszy pojawiło się widmo awansu Lokomotivu, polskie środowisko żużlowe było podzielone. Jedni twierdzili, że zasady powinny być równe dla wszystkich i skoro jedną z nich jest to, że klub, który wygrywa pierwszą ligę, ma prawo ubiegać się o miejsce w Ekstralidze (innymi słowy: jeżeli zechce, to będzie w Ekstralidze), to narodowość klubu nie powinna mieć znaczenia. Inni wskazywali na straty, jakie poniesie telewizja w związku z wyjazdami na Łotwę (a brak lotniska w samym Daugavpils - najbliższe jest w Kownie - ma tu znaczenie), a także na paradoks, do jakiego doszłoby, gdyby klub z ŁOTWY zdobył medal Drużynowych Mistrzostw POLSKI. To ostatnie akurat łatwo było unormować prostym zapisem, że w powyższej sytuacji tytuł DMP zdobywa najwyżej sklasyfikowany klub polski. Byli też tacy, którzy uważali, że dla samego Lokomotivu lepiej będzie pozostać w pierwszej lidze w obliczu wyścigu zbrojeń i niebotycznych budżetów naszych ekstraligowych klubów. Łotysze zwyczajnie nie wskoczyliby na ten poziom finansowania. Argument o wyjazdach na Łotwę został obalony, gdy Eleven i Polsat Sport w tym sezonie pokazały, że można transmitować mecze z Daugavpils i nikt od tego nie umrze. Zresztą, skoro można stamtąd transmitować Grand Prix i SEC-a, to dlaczego nie ligę? Skoro pierwszoligowe kluby musi być stać na wyprawy do rywala z Daugavpils, dlaczego miałoby nie być stać klubów z Ekstraligi?
Wydawać by się mogło za to, że dobrze ma się argument o budżecie, ponieważ klubu z Łotwy w tym momencie nie stać nawet na pierwszą ligę. Tylko czy sprawy na pewno tak się mają?
– Straciliśmy głównego sponsora w związku z sytuacją polityczno-gospodarczą, ponieważ łotewskie koleje faktycznie musiały zmniejszyć liczbę przewozów towarowych – potwierdza Zil znaną powszechnie wersję. Te okoliczności są związane z napięciami na linii Rosja – Unia Europejska i na to nikt w żużlowym środowisku nic nie poradzi. Jednak Zil dodaje kilka niepokojących zdań: - Nawet w takiej sytuacji koleje wspierają inne dyscypliny. My zostaliśmy skreśleni również z powodów poniekąd politycznych. Decyzja o niewpuszczeniu naszego klubu do Ekstraligi zniechęciła do nas licznych, w tym także potencjalnych, sponsorów i partnerów. Oczywiście spadła także frekwencja, o około 35%, co wiąże się ze stratą blisko 70 tysięcy euro. A nowe władze miasta uznały, że skoro i tak nie trafimy do Ekstraligi, to żużel w ogóle nie jest miastu potrzebny.
Lokomotiv i Ekstraliga to naczynia połączone i wygląda na to, że jakiekolwiek argumenty typu "pozostanie w pierwszej lidze wyjdzie Łotyszom na dobre" nie sprawdziły się w praktyce. Być może w tym sezonie po raz kolejny będziemy świadkami polsko-łotewskiego finału pierwszej ligi (bo półfinału z pewnością) i po raz kolejny nic ten fakt nie da. Ale żużel na Łotwie ratować trzeba, w końcu mało który klub w dzisiejszych czasach może się pochwalić tyloma dobrej klasy wychowankami co Lokomotiv: wszak to z niego wyszła cała familia Łagutów, robiący świetne wrażenie w Ekstralidze i Elitserien, liderujący cyklowi IME Andżej Lebiediew, a wcześniej takie porządne filary reprezentacji jak Maksim Bogdanow czy Kjastas Puodżuks.
Zapytaliśmy Anatolija Zila, co jego zdaniem polscy fani żużla mogą zrobić dla Lokomotivu.
– Już zrobiliście bardzo wiele! Wiem, że mamy wielką armię sympatyków w Polsce, regularnie otrzymujemy wiele wiadomości ze słowami wdzięczności i wsparcia. Czujemy się częścią wielkiej żużlowej rodziny i to uczucie teraz pomaga nam żyć, pracować, walczyć.
Tyle wiceprezes Lokomotivu, a my mamy praktyczne rady dla ludzi, którzy chcą zrobić coś pożytecznego dla łotewskiego żużla. Oczywiście, jeżeli macie wolne ćwierć miliona euro i nie wiecie, co z nimi zrobić, uregulowanie bieżących zobowiązań Lokomotivu Daugavpils będzie bardzo dobrym wyborem. Ale jeżeli nie jesteście miliarderami, nadal możecie pomóc i wcale się przy tym nie napracować:
1. Podpiszcie petycję [tutaj] w obronie łotewskiego żużla. Przekażcie ją znajomym kibicom, udostępnijcie innym. Liczymy, że do końca sezonu uda się zebrać kilka tysięcy podpisów i pokazać nowemu merowi Daugavpils, z czym miasto kojarzy się Polakom. Takiej obcej armii chyba się nie oprze...
2. Jeżeli znacie firmy, które chciałyby wejść ze swoimi produktami na łotewski rynek i przy okazji mieć reklamę w polskiej telewizji (dwie pieczenie na jednym ogniu!), a do tego są zainteresowane sponsorowaniem żużla - dajcie znać. W końcu łotewski klub w polskiej lidze może szukać sponsorów i na Łotwie, i w Polsce, prawda?
Nikołaj Kokin jest optymistą, więc my też jesteśmy - razem damy radę uratować żużel w Daugavpils. W końcu jesteśmy wielką speedwayową rodziną.
Paweł Kołodziejczak & Joanna Krystyna Radosz