Sporo ostatnio o Lokomotivie. Nie zawsze z sensem, ale - jak to w "sezonie ogórkowym" - coś pisać trzeba, więc pojawiają się artykuły wróżące Łotyszom albo bardzo kiepski wynik, albo wręcz przeciwnie. Żeby było weselej, bywa, że w jednym tygodniu pojawiają się obie wersje. Wojciech Dankiewicz na przykład powątpiewa na łamach SF.wp w to, by tacy liderzy jak Tarasienko czy Lahti byli w stanie pociągnąć zespół do zwycięstw. "Łotysze wyraźnie odstają od stawki" - konkluduje. Z tym odstawaniem od stawki, to bylibyśmy ostrożni. "Potęgi" z Krakowa, Gniezna czy Lublina chyba same są mniej przekonane co do bicia Łotyszy niż cytowany ekspert, a w Pile - zdaje się - mają teraz większy problem na głowie niż załamywanie rąk nad wizją wypłat po bezlitosnym punktowaniu Puodżuksa i kolegów (pamiętliwi przypomną, że ostatnio to raczej łotewska księgowa rwała włosy z głowy po meczu z Piłą). Mają bowiem ci Łotysze swój tor - prawdziwy atut. A jeszcze, nie daj Boże, znowu wyskoczy gdzieś na wyjeździe taki "plastron" Mihailovs, którego - jak na złość - sami sobie wychowali, i znowu zrobi wiatrak z miejscowych gladiatorów. Roboczo przyjmijmy więc, że nie są bez szans na utrzymanie, a dotąd spadali z ligi dość rzadko. Tzn. nigdy jeszcze nie spadli. Na szczęście na tych samych łamach pojawiło się coś jeszcze o Loko, coś ciekawszego, choć nie w temacie PLŻ, a odbudowy żużla w Estonii. "Olbrzymią pomoc oferuje także Lokomotiv Daugavpils. Wspierają nas w takich kwestiach jak pozyskanie części do motocykla oraz przygotowują dla nas silniki. Ponadto wspólnie trenujemy i przekazują nam wiedzę dotyczącą przygotowania toru. Chyba łatwiej byłoby mi powiedzieć, że robią dla nas wszystko i bardzo dziękuję Lokomotivowi za pomoc w rozwoju estońskiego żużla". Tyle Urmo Käosaar, estoński działacz, pasjonat i żużlowiec.
O powolnym odradzaniu się speedwaya w Estonii pisaliśmy już szerzej w 2013 roku - zainteresowanych odsyłamy do artykułu Adama Lutostańskiego Żużel na dziko: Estonia. Na kanwie wspomnianych podziękowań od estońskich zapaleńców przypomnieliśmy sobie zaś o pewnym wywiadzie, jaki znaleźliśmy pod koniec sezonu 2017 w regionalnym portalu sportowym z Dyneburga - 7sport.lv. Anatolij Zil, wiceprezes Lokomotivu, mówił w nim szczerze o długach i o wszystkim, co trapi klub, ale mówił też, i na żywym przykładzie pokazywał, na ilu frontach pracuje i ponosi koszty Lokomotiv, a na ilu - tak dla porównania - polskie kluby. I na jakie wsparcie może liczyć Lokomotiv, a na jakie polskie kluby. Szkoda, że ten wywiad nie znalazł się w polskich mediach. Dobrze, że znalazła się informacja o Estonii.
Tor w 3,5-tysięcznym Tabasalu (Estonia). Wczesnowiosenne prace. Tak się zaczyna od zera.
Zil o długach
"W połowie sezonu zawsze spotykaliśmy się z władzami miasta, żeby poprosić o radę, zdać raport, przedstawić obecną sytuację. Wspólnie podejmowaliśmy decyzje co do dalszych kroków. Ten sezon nie był wyjątkiem. Na początku lipca odbyła się tradycyjna wizyta służbowa u władz miasta, która skończyła się histerią na całe Daugavpils, jakoby w klubie był dług rzędu 260 tysięcy euro.
Podczas spotkania padła taka kwota jako wysokość przewidywanego długu na koniec sezonu, jeżeli przejedziemy do końca wszystkie zawody juniorskie i seniorskie w tym sezonie. W chwili rozmowy dług wynosił dwukrotnie mniej.
I nikt nie powiedział nam, że mamy przyhamować. Wręcz przeciwnie, byliśmy zachęcani do dalszych działań. Działamy więc, ale nieprzyjemna jest dla nas sama sytuacja, kiedy robi się z nas tych, którzy najwięcej wysysają z miejskiego budżetu. Owszem, żużel dostaje dotacje, ale robimy, co możemy, by się za to odwdzięczyć.
Weźmy na przykład ten rok. Na organizację turnieju Grand Prix otrzymaliśmy od państwa 150 tysięcy euro. Miasto nic nie zapłaciło. A co dostało miasto od żużla? Według umowy samym tylko sponsorom, przedstawicielom i teamom zawodników oraz FIM przekazujemy 250 biletów. Tyle same przyjechało zagranicznych turystów. To co najmniej pół tysiąca osób, które muszą spędzić w mieście co najmniej jedną noc. Ceny noclegów w hotelach zaczynają się od 60-70 euro. Tacy ludzie muszą gdzieś zjeść, niektórzy kupią pamiątki, pójdą do klubu, przejadą się taksówką. Każdy turysta zostawia w Daugavpils co najmniej 200 euro, a skoro przyjeżdża 500 osób, to do miejskiej kasy trafiło 100 tysięcy euro.
Obsługą zawodów – ochroną, akustyką, transportem medycznym i tak dalej – w trakcie sezonu także zajmują się lokalne firmy. To kwota rzędu 40 000 euro za sezon. Czyli około 180-200 tysięcy euro żużel zwraca miastu".
O budżecie
"Władze obwiniają nas o niegospodarność, kto by pomyślał. Podanie o dotację składamy w październiku, w momencie, kiedy nie mamy ani składu, ani kalendarza na kolejny sezon. W 2016 roku w lutym dowiedzieliśmy się o połączeniu lig. Zamiast 8 drużyn w lidze było 11. Trzy dodatkowe mecze na wyjeździe to kolejne 60 tysięcy euro.
W ubiegłym roku w lidze juniorów było pięć spotkań. Szacowaliśmy, że w tym [2017 - dop. red.] wyjdzie 7-8. W kwietniu władze polskiego żużla poinformowały, że zawodów będzie 21. I jak mieliśmy to uwzględnić w planach?
W tym roku, również w związku z pogodą, frekwencja spadła w porównaniu do ubiegłego sezonu. Już straciliśmy na tym jakieś 60 tysięcy euro.
Tak zwana punktówka. Na przykład zakładamy, że zawodnik przywiezie 130 punktów w sezonie, a on jedzie tak, że przywozi znacznie więcej niż planowaliśmy. Co robić? Mamy mu może powiedzieć: dość, plan wykonany, starczy tego dobrego? Właśnie dlatego w połowie sezonu zwracamy się do władz miasta, żeby przedyskutować sytuację i wprowadzić niezbędne korekty do naszych planów.
Nigdy nie prosiliśmy miasta o pieniądze. Prosimy o znalezienie sponsorów strategicznych dzięki wstawiennictwu polityków, ponieważ dla nas nie każde drzwi są otwarte".
O stranieri
"Dużo się spekuluje o zawodnikach zagranicznych. Dwa lata temu jeszcze nie mieliśmy takich juniorów jak teraz. Wychowanie juniora to nie pstryknięcie palcami. Potrzebowaliśmy obcokrajowców. Lindbaecka i Lindgrena pozyskaliśmy za sensowne pieniądze. Oni wtedy mieli spadek formy, szukali pracodawcy. Dzięki pierwszemu zwycięstwu w Nice Lidze otworzyły się przed nami drzwi do polskiej ligi juniorów, i duża w tym zasługa obcokrajowców.
Wynagrodzenie żużlowca składa się z dwóch części. Jest kwota za podpis – pieniądze, za które zawodnik przygotowuje się do sezonu, opłaca sprzęt, wyposażenie i tak dalej. Druga część to kwota za zdobyte punkty. Za jeden punkt w naszej lidze płaci się maksymalnie 280 euro, to ograniczenie wprowadzone przez regulamin polskiej pierwszej ligi. Każdy żużlowiec ma w kontrakcie wpisaną ustaloną kwotę. Bawi mnie, kiedy ludzie mówią o tysiącu euro za punkt. Takie pieniądze płacą w Ekstralidze, a i to tylko najlepszym. Za tę "punktówkę" znowuż zawodnik musi opłacić konserwację sprzętu w trakcie trwania sezonu i funkcjonowanie zaplecza logistycznego, zapłacić mechanikom, podatki, a potem przeżyć jeszcze pół roku przerwy międzysezonowej".
O juniorach
"Juniorzy kosztują. W ciągu sezonu aktywny junior kosztuje klub co najmniej 10 tysięcy euro. Wiele polskich klubów nie przejmuje się szkoleniem i nie ma swoich szkółek. W Polsce jest kilka klubów, które w ogóle nie pracują z młodzieżą, biorą "obcych", którzy od razu dają punkty. Ale przecież młodzież to nasza przyszłość. Za nasze pieniądze działamy jednocześnie na czterech frontach – zawody międzynarodowe w ramach reprezentacji Łotwy, polska liga, polska juniorska liga, szkółka. Polskie kluby taki budżet jak nasz mają wyłącznie na zawody ligowe.
W naszym klubie pracuje 9 osób. Roczny budżet na ich pensje wynosi około 35 tysięcy euro [czyli średnio ok. 1350 zł miesięcznie na 1 osobę - dop. red.].
Mamy chrapkę na zwycięstwa na arenie międzynarodowej. Tegoroczny Drużynowy Puchar Świata pokazał, że wkrótce będziemy mogli myśleć o medalach – trzy lata temu nawet o tym nie marzyliśmy.
Z tego systemu nie można pozbyć się żadnej składowej. Pozostawienie klubu bez własnych juniorów to rozwiązanie na krótką metę. Nie możemy też myśleć o zostawieniu samych młodzieżowców i zrezygnowaniu z seniorskiej drużyny. Ci chłopcy na początku sezonu marzyli o trafieniu do składu Lokomotivu, a dziś zabierają punkty poważnym zawodnikom. Mam nadzieję, że w przyszłości Lokomotiv będzie jeździć swoim składem w stu procentach.
Szanujmy się nawzajem
"Przykro mi słyszeć wypowiedzi niektórych mieszkańców Daugavpils typu: to niech za żużel płacą kibice. Kibice przychodzący na wszystkie mecze w ciągu sezonu dają klubowi około 100 tysięcy euro. Dla naszego miasta to ogromne pieniądze.
Proszę powiedzieć, czy kibice innych dyscyplin są gotowi wspierać swoje ukochane kluby takimi kwotami? Też mieszkam w Daugavpils, ale ani razu nie byłem na siatkówce, nie interesują mnie też wystawy w Centrum Marka Rothko. I co? Mam krzyczeć, że w takim razie nie chcę płacić za Centrum Rothko albo za siatkówkę? To absurd.
Szanuję wszystkie dyscypliny sportowe i ich rozwój w naszym mieście. Siatkówkę też. Zdaję sobie sprawę, że Centrum Rothko promuje Daugavpils na całym świecie. Ale żużel robi dokładnie to samo! Mieszkańcy naszego miasta powinni ze zrozumieniem i szacunkiem odnosić się do zainteresowań innych, wtedy i całe miasto będzie mieć większe perspektywy rozwoju".
* * *
Podsumujmy. Jeden I-ligowy klub, w dodatku sam zmagający się z finansowymi problemami, wynikłymi - pamiętamy - m.in. stąd, że dwukrotnie po wygraniu ligi zablokowano im możliwość awansu, co zniechęciło dużych sponsorów, najlepszych zawodników oraz część kibiców. Mają na utrzymaniu: drużynę w Nice PLŻ, drużynę młodzieżowców, szkółkę i szkolenie własnego narybku na poziomie rzadko spotykanym w Polsce, ekipę narodową w DPŚ (bo Łotwa w DPŚ to de facto Lokomotiv). Do tego jeszcze organizację rundy Grand Prix. I nie dostają, jak kilku naszych ligowców, milionów z miejskiej kasy. Raczej dostają 5-10 razy mniej. "W wolnych chwilach" pomagają jeszcze zapaleńcom z sąsiedniego kraju... "Łatwiej powiedzieć, czego Loko dla nas nie robi" - mówią wdzięczni Estończycy.
A co dla żużla w Estonii robi FIM? Co robi UEM? Co dla żużlowych "kopciuszków" robi PZM ze swoją "najlepszą ligą świata"? Pewnie odpowiedź brzmi: nie musi nic robić. Lokomotiv też nie musi.
Jakub Horbaczewski
Tłumaczenie: Joanna Krystyna Radosz
PS. A może FIM zamiast organizować kosztowne bale i konferencje, na których po raz setny padną słowa o trosce o żużel w tych słabszych krajach, powinien dofinansowywać co roku Łotyszy, którzy nie organizują konferencji, a działają realnie i realnie pomagają?