Lata mijają, a Protasiewicz się nie zmienia - tak zapewne na gorąco zatytułowalibyśmy relację z ostatniego boju Polaków w DPŚ. Czasami lepiej jednak dać ochłonąć emocjom zamiast napisać coś, co da im upust. Bo i po co kopać leżącego? Może lepiej napisać wielkimi literami po prostu: Brawo Krzysztof Buczkowski! Najjaśniejsza twarz tego ponurego lata.
Prawda, dał ciała strasznie Protasiewicz. Niewiele mniejszy "piach" pojechał Janowski (Maciek się nie obrazi. Ambitny chłopak, wie sam jak było). Teraz na długie dni portale zaroją się od wyliczanek, czy baraż zawalili w 5-ciu procentach Gollob, w 30-tu "Magic", a w 65-ciu "Protas", czy może właściwsze są inne proporcje? Co do dwóch kwestii wszakże chyba wszyscy są zgodni. Primo - myśmy ten finał (a zapewne i medal) przegrali w Bydgoszczy. Secundo - to koniec pewnej epoki i koniec pewnych ludzi w kadrze. Bić będzie żużlowa Polska w Protasiewicza, ale to koniec dla całego pokolenia żużlowych obieżyświatów pokroju Walaska, Holty czy Ułamka. Ślepa uliczka.
I Cieślak już to wie. Jeśli zostanie na stanowisku (a wspomniwszy słowa Piotra Szymańskiego, który w ciągu dwóch minut na wizji ze 6 razy powtórzył, że Marek Cieślak jest nietykalny - należy się spodziewać, że zostanie), takich błędów jak w tym roku już nie popełni. Jednak wszyscy wolimy oglądać choćby kolejny upadek w ferworze walki Przemka Pawlickiego, niż następną jedynkę Protasiewicza, wyrwaną na ostatnim okrążeniu Czechowi.
Występ zielonogórzanina w Malilli nie pozostawił złudzeń. To znaczy łudziliśmy się bardzo długo, jeszcze do 17-go, tak naprawdę decydującego, wyścigu. Sytuacja była prosta: 4 punkty straty i w biegu najsłabszych "PePe" musi wreszcie wygrać. Inaczej jedziemy do domu. Rywalami: Czech Aleš Dryml (dotąd: u,1,t,0) i Leon Madsen (u,0,1,1). Scotta Nichollsa z przetrąconym obojczykiem nie liczymy. On resztki sił zainwestował w półfinał w King's Lynn. I niestety, Protasiewicz do żadnego ze słabiutkich rywali nawet się nie zbliżył. To był koniec marzeń.
Czasem jest tak, że koniec jednego jest początkiem nowego. Czy tak będzie tym razem? Nie wiemy, ale czapki z głów przed Krzysztofem Buczkowskim! Internetowi eksperci werdykt wydali zanim jeszcze Krzysiek skończył pierwsze treningowe kółko. Werdykt brzmiał: "Nieporozumienie! To już lepszy byłby ten Walasek. Dania się wzmacnia Nickim, a my nikim". Itp. itd. No i co? Nicki Pedersen - 12 punktów, Krzysiek Buczkowski - 11. Wszystko na ten temat. Ściskajmy teraz kciuki, żeby "Buczek" rozwinął się na cześć i chwałę swoją oraz tej kadry. Oby sprawy nie potoczyły się tak, jak swego czasu z innym "czarnym koniem", Marcinem Rempałą. Swoją drogą, uderza pewna analogia - zarówno Nicki Pedersen jak i Buczkowski w juniorskim żużlu nawet w swoich własnych krajach żadnymi tuzami nie byli.
O co więc mieć pretensje do Marka Cieślaka? O tego Walaska w Bydgoszczy? Ale przecież 99 procent czytających te słowa widziało go w kadrze. A większość od niego ustalanie składu by zaczynała. O to, że w obliczu kontuzji Jarka Hampela i Janusza Kołodzieja nie zdecydował się na totalne odmłodzenie, kosztem pewnego niemal braku medalu? Ale przecież chwilę później rozbił się także Patryk Dudek, jakieś problemy ze zdrowiem zgłaszał Przemek Pawlicki, a Maciek Janowski w reprezentacji był, i to z niepodważalną pozycją.
Wydaje nam się, że można mieć pretensje o to, że zabrakło odwagi, by odstawić Protasiewicza już przed półfinałem w Bydgoszczy, a w jego miejsce dać szansę Krzysztofowi Buczkowskiemu. Jeśli założyć, że ten na swoim domowym torze pojechałby jeszcze lepiej niż w Malilli, to nawet przy katastrofalnym występie Walaska ten punkt lub dwa więcej mogliśmy zdobyć. Mielibyśmy finał. Bo tak naprawdę, czy wczorajszy występ Protasiewicza był dla kogoś totalnym zaskoczeniem? Tydzień temu pisaliśmy, że "PePe" w ważnych zawodach nie wygrał 8 ostatnich biegów. A z 14 ostatnich wyścigów wygrał jeden. We Wrocławiu, po dobrym starcie z wewnętrznego pola. Teraz ta krzywa formy, po tej samej linii idąc, wzbogaciła się tylko o nowe dane. DPŚ 2012: 9 startów - 1 wygrana - 14 punktów. To jest po prostu wykładnia obecnej dyspozycji "Protasa". To Cieślak mógł i powinien przewidzieć. W temacie personaliów jeszcze jedno nazwisko nie daje nam spokoju. Może się domyślacie. Ale o tym w osobnym tekście.
Ci zaś, którzy twierdzili, że kolejnym do odstrzału powinien być sam Tomasz Gollob, mogą teraz strusim sposobem schować głowy w piasek. Odmładzanie kadry - i owszem, ale ten człowiek jest poza wszelkimi schematami. Może mieć słabszy sezon, może zaliczyć upadek, zacząć od dwóch zer, ale kiedy ma na sobie plastron z Orłem na piersi, nigdy nie zwątpi. A kiedy inni będą szukać po omacku ustawień, Gollob już będzie wiedział co zmienić. To nie tylko bagaż doświadczeń, ale po prostu miłość do tej ryczącej kupy żelastwa. Taki zawodnik w drużynie narodowej to skarb.
- Mamy w Polsce materiał zawodniczy. Pamiętajmy, że w finałach mistrzostw świata juniorów mamy aż siedmiu zawodników - przypomniał Cieślak w wywiadzie dla TVP. Prawda to. Nasz "Narodowy" najważniejszą decyzję swej trenerskiej kariery już podjął. Mógł odejść rok temu w glorii żużlowego maga. Cztery złota i jedno srebro w ciągu pięciu lat pracy z kadrą. To musiała być wielka pokusa, odejść w takim momencie. Cieślak podjął rękawicę, świadom, że nic nie trwa wiecznie, a pech prędzej czy później przyjdzie. Przyszedł szybciej niż się spodziewaliśmy. Ale teraz dajcie mu spokojnie popracować, panowie działacze. Nie przeszkadzajcie mu.
Wypowiedzi trenera i zawodników po barażu w Malilli (źródło: sport.tvp.pl)