Niedawno zakończony sezon był wymagający, ale i bardzo ciekawy na wielu płaszczyznach. Zanim na dobre skupimy się na nowym roku i realizacji licznych noworocznych postanowień, warto jeszcze na moment cofnąć się do roku 2021. A w nim, na trzech poziomach rozgrywkowych, było wiele rozczarowań, ale także pozytywnych zaskoczeń. Postanowiłem więc wybrać kilka najważniejszych. Dziś część I, czyli największe klubowe rozczarowania 2021.
Kolejarz Opole – jedno z większych rozczarowań żużlowego 2021 r. Klub od niemal dwóch dekad znajduje się na najniższym poziomie rozgrywkowym i ciągle nie może awansować. W zeszłym roku było podobnie. Władze Kolejarza oraz sami zawodnicy podkreślali przed sezonem, że ten rok będzie przełomowy. Plany były ambitne, a inny wynik niż awans nie wchodził w rachubę. Niestety, znów nic nie wyszło z tych szumnych zapowiedzi. Aż chciałoby się powiedzieć – jak zwykle. Opolska drużyna co najmniej od kilku lat na poważnie „walczy” o awans do wyższej ligi, ale wciąż jej się to nie udaje. Ten rok był szczególnie rozczarowujący, ponieważ zbudowano dobry skład, który powinien wygrać tę ligę w cuglach, a przegrał z debiutantem, drużyną z Niemiec. Co więcej, przez długi czas wydawało się, że awans będzie formalnością, ponieważ zawodnicy prezentowali się naprawdę wyśmienicie i jak przystało na kolejarzy, gnali przez fazę zasadniczą niczym Pendolino z Opola do Warszawy. Tymczasem w finale lepsza okazała się drużyna z Landshut, a opolski klub sprawę awansu musiał odłożyć ponownie na następny rok. Nie pomógł nawet ekstraligowy „zaciąg” w postaci gości z Falubazu i Włókniarza. Jakby tego było mało, w złym stylu odszedł z klubu menadżer Piotr Mikołajczak. Niemoc klubu staje się już powoli obiektem kpin wśród kibiców innych drużyn, a szkoda, bo w Opolu panuje dobry klimat dla żużla i miejscowi sympatycy zasłużyli na występy w eWinner 1. Lidze.
Unia Tarnów – popularne Jaskółki w zeszłym roku zawiodły na całej linii. Kazus małopolskiej drużyny jest świetnym przykładem tego, że wszelkie przedsezonowe analizy nie mają najmniejszego sensu, a stara jak świat żużlowa maksyma „wszystko zweryfikuje tor” niebywale mocno znalazła swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Niemal wszyscy branżowi dziennikarze byli pewni, że Unia to faworyt do awansu, podobnego zdania była zapewne większa część sympatyków speedwaya nad Wisłą. Teoretycznie skład był naprawdę dobry – takie nazwiska jak Tungate czy Iversen miały gwarantować jakość. Pozostali żużlowcy również byli przynajmniej solidni, nie wyłączając z tego grona nawet juniorów. Tymczasem gdy przyszła wiosna okazało się, że Unia nie będzie łowcą, a ofiarą, stając się łatwym dostarczycielem punktów. Im dalej w sezon tym było gorzej, a porażki były nieraz sromotne. Owszem, sprawy nie ułatwiły kontuzje, ale nawet w pełnym składzie Jaskółki nie potrafiły wygrywać. Jedyna zdobycz punktowa to zwycięstwo z bonusem w przedostatniej kolejce z Orłem Łódź. Kibice Unii będą chcieli jak najszybciej zapomnieć o 2021 r. Ostatnie występy w eWinner 1. Lidze to obraz niebywałej zapaści klubu: 13 porażek i zaledwie jedno zwycięstwo, tylko trzy duże punkty w tabeli i ujemny bilans -225 małych punktów. Niestety, spadek do najniższej klasy rozgrywkowej nie wydarzył się wyłącznie z powodu problemów natury sportowej. Źle działo się również wewnątrz klubu. Pierwszym poważnym ostrzeżeniem powinny być zawirowania kontraktowe i fakt, że już na początku sezonu Paweł Miesiąc musiał szukać sobie nowego klubu. Później nie było lepiej i zapewne postawa zawodników na torze była wprost emanacją tego co działo się w klubie.
Na szczęście w drugiej połowie 2021 r. pojawiło się światełko nadziei dla tarnowskich kibiców. Powołano nowe władze klubowe, które porządkują sytuację w klubie. Nadchodzący sezon w 2. lidze zapewne będzie, jak zwykło się mówić „na przejechanie”, a nie na awans, tym niemniej w listopadzie zbudowano przyzwoity skład. I chociaż jedna Jaskółka wiosny nie czyni, to nowa Unia w nadchodzącym sezonie może nieraz napsuć krwi faworytom do awansu.
Falubaz Zielona Góra – spadek lubuskiego klubu z PGE Ekstraligi należy uznać za rozczarowanie, choć wielu może twierdzić inaczej. Już w przedsezonowych założeniach zielonogórzanie byli skazywani na walkę o utrzymanie. Rzeczywiście, skład nie imponował, ale też nie był na tyle słaby, aby w kwietniu 2021 r. uznać ich relegację za pewnik. Jednakże zdobycie zaledwie 6 punktów w 14 meczach to poziom zdecydowanie niższy od oczekiwań kibiców, a nawet bezstronnych obserwatorów. Tę drużynę naprawdę było stać na więcej, a wobec występowania w Ekstralidze GKM-u Grudziądz brak utrzymania Falubazu to spore zaskoczenie i jedno z większych rozczarowań ostatnich lat. Pomorska drużyna obiektywnie rzecz biorąc, nie miała wielu poważnych argumentów, które pozwalałyby przynajmniej utrzymać się w spokojny sposób. GKM w większości meczów prezentował się źle, czasami nieraz fatalnie, a na tablicach wyników mieliśmy do czynienia z pogromami. Wyniki jednak nie mówią wszystkiego, bo styl w jakim niejednokrotnie przegrywali grudziądzanie, pozostawiał wiele do życzenia. Jedynie Nicki Pedersen był zawodnikiem, który prezentował dobry poziom sportowy, a to wiele mówi – 44-letni weteran, który musiał ratować drużynę przed blamażem (to również tłumaczy determinację władz klubowych, aby wystąpił w ostatnim meczu sezonu). Zeszłoroczne utrzymanie się pomorskiego klubu w żużlowej elicie, jak w soczewce pokazuje więc niebywałą niemoc zielonogórzan.
Mankamentów było wiele. W przekroju sezonu bardzo słabo spisywała się formacja U24, pomimo tego, że Mateusz Tonder miał moment wystrzału formy. Był to jednak moment bardzo krótki, obejmujący tylko 3 mecze. W Falubazie na pewno spodziewano się więcej po Mateju Żagarze. Słoweniec zanotował przecież rok wcześniej dobre występy w Motorze Lublin, toteż lubuski klub mógł mieć solidne podstawy do tego, aby oczekiwać dobrych występów również w kolejnym sezonie. Popularne „Koziołki” tak naprawdę nie chciały rozstawać się z Żagarem, ale w wyniku wprowadzenia przepisów o zawodniku U24, zabrakło dla niego miejsca i to był główny powód zmiany barw klubowych. Wspominał o tym sam prezes Jakub Kępa w jednym z wywiadów udzielonych przed starem sezonu 2021. Fatalnie prezentowali się juniorzy, którzy często nie potrafili nawiązać walki nawet z młodzieżowcami innych drużyn. Pojedyncze wyścigi w których pokazywali kawałek dobrego żużla, nie zmienią złego obrazu w przekroju całego sezonu. Klasyfikacja średnich biegopunktowych jest nieubłagana i pokazuje niemoc tej formacji na tle pozostałych klubów PGE Ekstraligi. Wobec takiego stanu rzeczy seniorzy nie mieli wystarczającego wsparcia, choć to ich nie tłumaczy. Wydaje się, że nawet Patryk Dudek, który osiągnął przecież średnią 2,077 mógł nieraz bardziej pomóc drużynie. Tak było m.in. w przegranym meczu z Unią Leszno 44:46 na domowym torze. W dwóch ostatnich biegach Dudek przywiózł łącznie tylko jeden punkt, a to miało znaczenie dla końcowego rezultatu. Dziś już wiemy, że wygrana w tamtym spotkaniu i dwa duże punkty do tabeli dałyby Falubazowi utrzymanie.
Wolfe Wittstock – to był drugi sezon występów niemieckiej drużyny w polskich rozgrywkach. Nikt nie oczekiwał od nich spektakularnych wyników, ale to co zaprezentowali w niedawno zakończonym roku, wołało nieraz o pomstę do nieba. Drużyna zza Odry zdecydowanie odstawała od reszty ligowej stawki, nawet od słabego PSŻ Poznań. Niemieckie Wilki w słabym stylu przegrały wszystkie spotkania, powodując często ból głowy u księgowych drużyn przeciwnych, bo punktówki które trzeba było wypłacić zawodnikom były nierzadko bardzo wysokie. Najwyższe przegrane Wolfe? 69:21 z Kolejarzem Opole i 68:22 ze Stalą Rzeszów. Najczęściej drużyna z Wittstock przegrywała różnicą około 30 punktów. To mówi bardzo wiele o jej postawie w zeszłym sezonie. Było to o tyle zaskakujące, że w 2020 r. Niemcy zaprezentowali się o wiele korzystniej. Potrafili prowadzić na torze wyrównane boje, a ponadto udało im się odnieść 3 zwycięstwa. A przecież 2020 to był pierwszy pandemiczny sezon, dla wielu drużyn bardzo trudny, również pod względem finansowym. Niestety w klubie źle działo się nie tylko na kanwie sportowej, ponieważ Niemcy często mieli problemy z właściwym przygotowaniem toru do zawodów. Najbardziej kuriozalnym momentem był 10 lipca, kiedy postanowiono rozegrać dwa ligowe mecze jednego dnia, z czego pierwszy i tak został przerwany przy stanie 19:28 dla Stali Rzeszów, ponieważ stan nawierzchni stwarzał zagrożenie dla zawodników. Nic dziwnego, że GKSŻ nie przyznała licencji dla Wolfe na nadchodzący sezon 2022, zapewne ku uciesze i uldze pozostałych klubów z 2. LŻ.
Życzenia noworoczne niemieckich "Wilków". Klub zapowiadana "wiele atrakcji", ale brak ligi z pewnością nie jest epilogiem, jakiego sobie w Wittstock życzono...(Grafika: FB / MSCWoelfeWittstock)
Klubowe oczarowania 2021 - w odcinku kolejnym
Szymon Januchowski