Tak się przyglądam, przyglądam i widzę, że taki trochę przewrotny i dwuznaczny tytuł najlepiej oddaje emocje, które swoim drogim kibicom zafundowała w tym roku Texom Stal Rzeszów. Nie chodzi mi nawet o bombę transferową kalibru „Nicki Pedersen w Rzeszowie!” i zdjęcia „Dzika” zdobiącą pierwsze strony portali sportowych, ale o cały tegoroczny sezon żużlowy zakończony awansem do 1. Ligi Żużlowej.
Ekonomia sportu – „Idzie Grześ”
Idzie Grześ
Przez wieś,
Worek piasku niesie,
A przez dziurkę
Piasek ciurkiem
Sypie się za Grzesiem.
Nie wiem, czy Julian Tuwim był kibicem żużla, ale pierwsza zwrotka tego rytmicznego wierszyka, doskonale odzwierciedla delikatną konstrukcję worka z dziewięćdziesięcioma - meczowymi punktami. Pogubione w trakcie sezonu trójki i dwójki, litery: w, u, d, które powinny trzymać się abecadła, a nie nazwisk żużlowców, pogrążyły niejedną drużynę. Nie raz i nie dwa przedsezonowe marzenia trafiły na półki w Izbach Pamięci (choć lepsze by były Izby Niepamięci) przez te wszystkie cenzurki o literkach nie wspomnę. Coś nie kleiło tak do końca – przynajmniej na początku – ale w fazie play-off to Stalowcy odjechali wszystkim i szprycami spod tylnych kół zamalowali napis wtopa, będący zwieńczeniem wyjazdowych meczów z Metalliką Recykling Kolejarzem Rawicz, Optibetem Lokomotiv Daugavpils i Enea Polonią Piła. Bo cóż było robić? Rzeszowskie Żurawie, na całe szczęście w trakcie sezonu pocerowały wszystkie prześwity (być może menago - Paweł Piskorz, prowadzi punkt repasacji). Krystian Pieszczek i Wiktor Rafalski dali radę i to nawet bardzo, Petera Kildemanda na najważniejsze biegi zreanimował nowy silnik od Flemminga Graversena, a Jacob Thorssell zaczął jechać agresywniej, czyli:
Wraca Grześ
Przez wieś,
Zbiera piasku ziarnka.
Pomaluśku,
Powoluśku,
Zebrała się miarka.
…i witaj Pierwsza Ligo!
***
Znasz li ten tor?
Symptomy to zbyt mało, aby o czymś wyrokować, ale coś się zaczęło dziać na rzeszowskim owalu. Szeroka chodziła, a wyjście z drugiego łuku, to i motocykl Mateja Zagara by wyciągnęło (wszyscy wiedzą o co chodzi). Prace agrarne prowadzone w okolicach Rzeszowa, z uwagi na porę roku, są widoczne jak nigdy, więc zaangażowanie w mieszanie gruntu na 395 metrach żużlowej nawierzchni możemy sobie wyjątkowo łatwo wyobrazić i docenić to, że…
nareszcie zawody ligowe i młodzieżowe wywoływały dreszczyk emocji. Tak sobie nawet myślę, że te obsadzone najmłodszymi zawodnikami, ale z pewnym doświadczeniem, pozwalały z rozdziawioną gębą oglądać każdy start. Turniej Zaplecza Kadry Juniorów – edycja rzeszowska - wygrany zresztą przez naszego już Wiktora Rafalskiego - to w kategoriach „cuda na kiju panie dzieju” i jazdy na topie należało skonsumować. Patrzcie Państwo, jak ważny jest każdy (szczegół?), aby dać kibicowi zadowolenie. Z tego się klub w tym roku wywiązał, na przyszły zobowiązał (słowami Pawła Piskorza). Koniec z piachem w oczach i pozycji na torze niezmiennej jak kolejność po starcie. Niech tak zostanie i żużel pozostanie żużlem, a nie widowiskiem równie fascynującym, jak miłośnik sfermentowanych winogron przysypiający na ławeczce przed GS-em. Wykorzystując elementy językowe które można zasłyszeć w naszym regionie i opierając się na cytacie z pomeczowych rozmów wygłoszonym przez wspomnianego – rzeszowskiego menago, „(..) cośta z tym torem zrobili, bo nie możemy się dopasować”…
***
Full contact
Są takie wydarzenia, czasem epizody, które uderzają z pełna siłą w świadomość
i wywołują to coś. Takie małe zdarzenie z życia wzięte, żeby przykład wyprostował moje zagmatwane wywody…
Uczelnianą salę wypełnia gwar gadających o wszystkim i o niczym studentów. Wchodzi profesor. Poprawia okulary oparte na czubku nosa i rozgląda się dookoła, nie zwracając uwagi na rozgadaną studencką brać.
- O proszę, znam to miejsce – powiedział uśmiechając się szeroko.
- Tutaj wcześniej była kaplica – stwierdził bez cienia wątpliwości.
Zbliżył się do stojącego na podwyższeniu biurka i otworzył drzwiczki które okrutnie zaskrzypiały.
- W tym nakastliku, to pewnie ksiądz trzymał komunikanty – podsumował.
Niby nic takiego się nie wydarzyło, ale całe wydarzenie które wspomniany naukowiec sprokurował, zapewniło mu niegasnącą sympatię słuchaczy.
A teraz do rzeczy…
Koniec meczu z Ultrapur Startem Gniezno. Awans do 1. Ligi Żużlowej, zwieńczony defiladą zawodników i działaczy, zajmujących miejsce przed trybuną. Biało niebieskie szaliki dzierżone przez kibicowską brać dumną ze swojej drużyny, prężą się jak struny. Podchodzi Paweł Piskorz i wykrzykuje do sitka trzymanego mikrofonu:
- Coś wam zadeklarowałem na początku sezonu. W przypadku awansu miałem zaśpiewać.
Nabiera powietrza w płuca i intonuje.
- Fiesta, fiesta, fiesta Americana!!!
Resztę tekstu dośpiewała rozbawiona widownia, a solista zyskał popularność i ogromną rzeszę fanów (wcześniej różnie z tym bywało).
***
To był ciekawy sezon. Było dużo niepokoju, było trochę niedowierzania, że się wszystko uda i awansuje właśnie Rzeszów. Mamy sukces, mamy pomysł na walkę w wyższej klasie rozgrywkowej. Cytując Darka Śledzia – jest fajnie. Znalezienie się w topie do łatwych nie należało, więc odetchnijmy głęboko i snujmy plany dotyczące nowego sezonu. Mam nieodparte wrażenie, że o resztę zadbają zawodnicy, Prezes z którym można przybić pionę, i Menadżer Drużyny o trochę łobuzerskim spojrzeniu. Jednym słowem – niezłe wariaty…
Tomasz „Wolski” Dobrowolski