Trudne czasy dla najprawdziwszych z najwierniejszych Krzyżaków. Bo jak tu się nie wściec? Człowiek jedzie na mecz ponad 300 kilometrów; wszystkie biegi z udziałem Tomasza Golloba wysłuchuje jedynie, bo odwrócony plecami do toru nie ma zamiaru oczu swych tyfusem zainfekować, zdziera gardło i zużywa ostatnie szare komórki w poszukiwaniu wymyślnych obelg. Wszystko na nic. Gollob jedzie jak z nut, psuje najprawdziwsze krzyżackie święto, jak dobrze obsadzony aktor do ostatniej chwili karmiąc nadzieją, że się nie uda. Niestety, udaje. Zdobywca 13 punktów prowokacyjnie nakłania kilka osób, aby podrzucili go kilka razy w glorii fałszywej chwały. Najprawdziwszym - lepszych czasów nie życzymy.
***
"Artysta głodny jest o wiele bardziej płodny" – melodeklamować zwykł Staszewski. Trudno się nie zgodzić – kapitan Kasprzak w wywiadzie po słabym meczu z Unią Leszno z bez większego trudu cedził słowa zajadając do mikrofonu batonik. Płodnością artysty KK okazała się być sentencja: a może trzeba zmienić kapitana? Cóż, jak pamiętamy, kapitanowie w Gorzowie lekko nigdy nie mieli. Nam jednak wydawało się, że w ciężkich chwilach to kapitan powinien zmieniać oblicze drużyny, a nie drużyna kapitana. Chyba, że u progu nowego sezonu transferowego w ramach kryptopromocji kapitan "Blondyna" oprócz batonika chciał zareklamować jeszcze inną opcję: kapitan zmieni drużynę. To by się zgadzało, wszak Kazik kończył: "Bo artysta syty nie ma nic do powiedzenia, chce picia i jedzenia, nie chce nic zmieniać".
***
Wymarzony weekend Unii Leszno. Trochę niespodziewanie, ale nie w sposób niezasłużony łupem "Byków" w jedną dobę padły 4 duże punkty, a i podwaliny pod dwa przyszłe bonusy też bardzo solidne. Tym samym leszczynianie (!) przynajmniej na jakiś czas znaleźli się w komfortowej strefie tabeli, na co nie zapowiadało się po niemrawym początku sezonu. Bjerre i Lindgren w końcu spełniają oczekiwania prezesa Dworakowskiego. Jożin marzeń ma bez liku i z pewnością już marzy o minimum 46 punktach i pięciocyfrowej frekwencji w najbliższą niedzielę. Oba cele nie są wcale oczywiste do spełnienia, ale pamiętajmy, że duże górki dają większą frajdę, gdy się człowiek wdrapie. Czego oczywiście Bykom życzymy.
***
Czy to podszyty aktorstwem, czy strachem, pad Łukasza Cyrana przynajmniej na papierze dał gorzowianom jeden punkt meczowy. Gdyby zbilansować wynik meczu podstawiając formułę 0:5 = 3:3, otrzymujemy 45:45. Gdyby... Młody - aczkolwiek na polu teatralnym już doświadczony - gorzowian, po nie w pełni kontrolowanej orbicie, postanowił ściąć do wewnątrz. A że chwilę wcześniej w tym miejscu zupełnie przewidywalnym i nieofensywnym torem jazdy przejechał się Janek Kołodziej, to można było załapać się na deflektor. Pretensje tarnowian? Owszem – do rodziny Briggsów. Bo przecież nie do sędziego, który mimo wszystko za ten numer powinien odpocząć niedzielę lub dwie.
***
Nie wiemy czy wierzyć Markowi Cieślakowi, który deklarował, że siłę "Jaskółek" poznamy po meczu w Toruniu. Bo jeśli wierzyć to jeszcze nie jest źle. Gorzej gdyby mierzyć moc mistrza Polski według meczu przeciwko gorzowskiej Stali.
***
Złotousty, niezastąpiony, niepohamowany. Nie dość, że eksponuje się na nieustające pośmiewisko – już nawet wśród braci gorzowskiej – to teraz, gdy w Gorzowie potrzeba atmosfery skupienia i pracy u podstaw, ten wkłada kij w mrowisko w niewybredny sposób recenzując poszczególnych zawodników. Łatwym zadaniem byłoby analityczne rozpracowanie głupstw jednego po drugim i tylko przy użyciu wypowiedzi tegoż samego eksperta. Zbyt łatwe, żeby połechtało próżność szeregowego kometatora. Odstępuję zatem! Coraz bardziej dziwi to, że znajdują się chętni upubliczniać tego typu paplaninę. Rolą mediów jest moderowanie dyskusji publicznej, dbanie o merytoryczną jakość publikowanych sądów i opinii. Czyli? Po ludzku – izolowanie audytorium od bełkotu. To w teorii. W praktyce era tabloidyzacji mediów hula. Im większy dziwoląg, im szybciej powiedziane, im mniej przemyślane, tym szybciej sprzedane, częściej kliknięte, więcej razy skomentowane. Czy nie o to chodzi?
***
Nie możemy nie zauważyć kulturalnego dialogu Darcy’ego Warda z zielonogórską publicznością. Przywitani razem z Holderem hasłem "Darcy, Chris – Love and Piss", australijskie Kangury nie wykazały cienia negatywnych emocji. Zresztą, bądźmy szczerzy, który imprezowicz obrazi się za to, że wspomina się jego najfajniejsze występy? A, że Turbo Twins to goście na luzie, to jeszcze tego samego wieczora Darcy Ward pokusił się o bardzo ciepłe słowa pod adresem zielonogórskiej publiczności i atmosfery panującej na stadionie. Transparent Falubazów należy traktować, jako humorystyczne ubarwienie rzeczywistości stadionowej, i tak już bardzo kolorowej na W69, a młody Kangur obiektywnie potrafi ocenić poziom kibicowania. Ward nawiązał też do postawy fanów z Torunia – ale tym już bardziej chyba nie można zepsuć humoru.
PROSPERO