Jeszcze kilka tygodni temu kibice Stali Gorzów przed meczem z Apatorem Toruń byliby pewni przegranej. Sytuacja zmieniła się, kiedy kontuzji doznał niekwestionowany lider tej drugiej ekipy, Chris Holder. Na nieszczęście Aniołów dodatkowo Adrian Miedziński nie był ostatnio w pełni zdrów. Jeśli doliczymy do tej wyliczanki kapitalną postawę gorzowian tydzień temu w meczu z Unią Tarnów, faworytem tego spotkania stali się gospodarze.
Niedziela w Gorzowie była nieznośnie upalna i duszna, a frekwencji nie sprzyjał fakt, że mecz pokazywano na żywo w telewizji. Mimo to, na stadionie zjawiło się ponad dziesięć tysięcy fanów "czarnego sportu" z Gorzowa i okolic. Mecz rozpoczął się od minuty ciszy ku pamięci Przemka, fana Stali z Sulęcina, który zginął tydzień wcześniej jadąc do Gorzowa na mecz z Unią Tarnów (terenowa honda, którą podróżowała piątka kibiców żółto-niebieskich wypadła z drogi i uderzyła w drzewo. Czterej pozostali kibice zostali ranni - dop. red.). Na "młynie" wywieszono również transparent: "Przemek spoczywaj w pokoju", nad którym pozostawiono pusty sektor. Ładnie prezentowała się też oprawa kibiców na trybunach prostej przeciwległej do startu. Wielka czarna płachta z napisem Semper Fidelis i żółto-niebieskie flagi po bokach sprawiały naprawdę dobre wrażenie. Niektórzy nawet nie chcieli jej zwijać, gdyż znakomicie chroniła, choć na chwilę, przed palącym tego dnia słońcem. Znaczenie hasła na banerze zaciekawiło komentatora NC+ na tyle, że postanowił zaimponować wiedzą setkom tysięcy telewidzów. Przybliżył znaczenie i historię tej łacińskiej sentencji z... wikipedii, odczytując "online" właściwe hasło. Nie można było choć ciut mniej perfidnie?
Wielu obserwatorów czekało z ciekawością na prezentację i przyjęcie Tomasza Golloba w Gorzowie. Czy będzie aplauz, czy może gwizdy? Z tego co widziałem, większość kibiców biła brawo byłemu kapitanowi Stali. Ale i gwiżdżących nie brakowało. A że gwizdy są zawsze bardziej "spektakularne" od oklasków, można było odnieść wrażenie, że publiczność podzieliła się w ocenach Golloba pół na pół. Przykre to, bo część gorzowskich fanów trakowała Golloba jak półboga, ale tylko wtedy, gdy skutecznie punktował dla żółto-niebieskich. Gdy przestał jeździć tak dobrze, już w zeszłym roku zaczął być traktowany przez niektórych fanów Stali bardzo niemiło. Często tych samych, którzy w latach 90. na niego gwizdali, by potem w latach 2008-2011 wzdychać nad nim z zachwytu.
Wygląda na to, że włodarze Stali mocno wzięli sobie do serca mój wcześniejszy artykuł p.t. "Geszeft na Śląskiej" i postanowili za wszelką cenę wejść do play-offów, by interes z karnetami stał się dla gorzowskich fanów choć trochę opłacalny. Musieli chyba bardzo zmotywować swoich jeźdźców. A że słoneczko również dość mocno przypiekło, adrenaliny nikomu nie zabrakło.
Raz, dwa, trzy - Stal wygrywa start za startem. Do pewnego momentu nie zalicza nawet indywidualnego zera, odjeżdżając rywalom na dużą ilość punktów. Wydaje się, że jest już po herbacie. Ale raz jeszcze okazało się, jak dobrym pomysłem było wprowadzenie zapisu o punkcie bonusowym, bo mimo iż mecz był już dawno rozstrzygnięty, bój o punkt dodatkowy trwał w najlepsze. Choć momentami wydawało się, że stawką nie jest jeden punkt do tabeli, a coś znacznie więcej.
Najpierw Kasprzak w wyścigu 5. bezpardonowo odpycha nogą Miedzińskiego na prostej. Przy kamerach tłumaczył, że wykonywał "dźwignię". Do tej pory ten manewr kojarzył się bardziej z tym:
Jednak w przypadku Kasprzaka widać było na powtórkach, że faktycznie dokonuje balansu ciała, aby utrzymać swoją pozycję. Ale można było też zaobserwować, że w pewnym momencie, gdy już się ustabilizował na siodełku, być może z rozpędu, dźwignia zamienia się w młotek sprawdzający odruch bezwarunkowy w kolanie Miedzińskiego. Ten, niewzruszony, pojechał dalej i odparł atak gorzowianina.
Kolejne kontrowersje mieliśmy w biegu 9. Tomasz Gapiński ostro podjechał na prostej pod Darcy'ego Warda, choć ten atak w porównaniu do innych w tym meczu był iście dżentelmeński, gdyż "Gapa" zostawił zawodnikowi Apatora trochę miejsca przy bandzie. Australijczyk to wykorzystał i przedarł się ponownie na pierwsze miejsce. Był jednak tak wściekły na tę akcję, że raczył pokazać Gapińskiemu środkowy palec podczas jazdy. Jak to ocenić? Z jednej strony było to trochę prostackie, ale z drugiej, może wręcz pochwalić? Tak na pełnym gazie... to też trzeba umieć.
Jednak największe kontrowersje wzbudziła gonitwa 13. i to co się działo bezpośrednio po niej. Tak, jak w dwóch poprzednich sytuacjach, zawodnik Stali Gorzów, w tym przypadku Bartosz Zmarzlik, usiłował wyprzedzić na prostej zawodnika gości jadąc szybką ścieżką "po kredzie". Tym razem atak się udał, ale Zmarzlik musiał wpakować przy tym Miedzińskiego w samą bandę. Tym drugim mocno zachwiało, jednak ostatecznie utrzymał się na torze i ze zdwojoną wściekłością pojechał dalej. Po biegu jeszcze na torze wygrażał juniorowi Stali, który nie czekając na rozwój wydarzeń czmychnął do parkingu. Dopiero tam Miedziński chciał wymierzyć sprawiedliwość młodzianowi, ale dość szybko interweniowały służby porządkowe. Całym wydarzeniem mocno podekscytowani byli kibice stojący na koronie stadionu nad tunelem wiodącym do parkingu, do których biegiem dołączyły posiłki z części krzesełek na prostej. Jak to w takich sytuacjach bywa, nie obyło się bez chóralnych, niecenzuralnych bluzgów pod adresem poniewieranego "Miedziaka", było też sporo pojedynczych epitetów.
Tu zresztą warto się na chwilę zatrzymać i szerzej opisać to kibicowskie zjawisko. Miejsce nad parkingiem, o którym wspomniałem, jest świetnym punktem widokowym na wszystko, co dzieje się w boksach zawodników. Przed meczem wielu fanów zagląda tam, aby sprawdzić, czy składy się potwierdziły, pooglądać szykujących się do walki zawodników lub po prostu posłuchać hałasu grzejących się silników. Jednak w trakcie meczu to miejsce zamienia się w istne piekło, przez co niektórzy nazywają je - wybaczcie polityczną niepoprawność - "ścianą płaczu". Zbierają się tam bowiem najbardziej krewcy, najbardziej podchmieleni i najbardziej "hejterscy" fani ze Śląskiej. Warunek: donośny głos i umiejętność sprawnego rzucania mięsem.
Jak nieprzyjemne jest to miejsce, słyszeli wszyscy oglądający żenujący spektakl z zeszłorocznych derbów gorzowsko-zielonogórskich, gdy nie potrafiono uczcić pamięci Lee Richardsona, a bluzgi płynące ze "ściany płaczu" jeszcze mocniej nakręcały i tak nerwową atmosferę w parkingu. A i telewidzowie, w dużej mierze dzięki pamiętnemu i ze wszech miar chwalebnemu milczeniu komentatorów mieli nieprzyjemność je słyszeć. Jednak tradycyjnie najwięcej i tak obrywało się miejscowym, których rugano za słabą - zdaniem "hejtujących" - jazdę. Kulminacja niezadowolenia miała miejsce na początku tego sezonu, gdy gorzowianie przegrali dwa mecze u siebie. I wtedy nastąpiła... ciekawa decyzja "taktyczna" drużyny. Od meczu derbowego z Falubazem ekipa Stali, by nie wysłuchiwać już połajanek ze "ściany płaczu" postanowiła przeprowadzić się ze swoimi boksami na dotychczasowe miejsce gości. Gościom zaś przypadło miejsce gospodarzy. Zabieg prosty, a efekt? Oczywiście złość wulgarnych kibiców zaczęła być wyładowywana na gościach. Do tego stopnia, że w pewnym momencie główny cel ich ataków, "Jacek Falubaz" Frątczak apelował do sędziego o wzmocnienie ochrony nad parkingiem. A żeby było ciekawiej, Stal Gorzów, która zmieniła swoje miejsce w boksach na stałe, właśnie od tego meczu się przełamała. Przypadek?
Wróćmy jeszcze do spotkania Stal-Apator, a konkretnie do pracy sędziego. Bo dramaturgii tym zawodom nie brakowało również ze względu na upadki. W biegu 8. mocno poturbował się Ward ciągnąc za sobą Miedzińskiego, a w 13. Nermark. Dziwnie w tych przypadkach zachował się sędzia Wojciech Grodzki. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku do upadków dochodziło na pierwszym łuku. I w obu tych przypadkach sędzia dopuścił całą czwórkę do powtórki, mimo iż za uślizgi odpowiadali sami zainteresowani w osobach Warda i Nermarka. Według mnie to oni powinni być wykluczeni. Tym bardziej, że Darcy Ward przejechał jeszcze dwoma kołami wewnętrzną granicę toru.
Po znakomitym początku Stalowców, Apator doszedł do głosu w samej końcówce meczu. Biegowe zwycięstwa 4:2 oraz 5:1 rzutem na taśmę uratowały "Aniołom" cennego bonusa. Końcowy rezultat brzmiał zatem 53:37. I gdyby ktoś zaproponawał taki wynik przed meczem, gorzowianie pewnie wzięliby go w ciemno, jednak z przebiegu spotkania liczono na zdecydowanie więcej. Apetyt gorzowskich kibiców rósł w miarę jedzenia i tym razem pozostał niezaspokojony. Znamienna była reakcja miejscowej publiki: po 15. wyścigu fani szybko wyszli ze stadionu, a na swoich ulubieńców czekała jedynie garstka sympatyków.
Z innych ciekawostek, warto też zwrócić uwagę na kolejny fatalny występ ligowy Tomasza Golloba (przy Śląskiej, bo na Motoarenie prezentował się ostatnio znakomicie). Czy winny był znowu gorzowski owal? Było bardziej twardo niż rok temu, więc coś tu nie gra. A może to sprzęt niedomagał? Trudno jednak każde niepowodzenie tłumaczyć sprzętem, skoro innym mistrzom toru takie wpadki się nie zdarzają. A przynajmniej nie tak często. Może to już zwyczajne zmęczenie i kłopoty kondycyjne naszego mistrza?
Inna rzecz warta odnotowania to postawa Bartosza Zmarzlika, który z grzecznego chłopczyka staje się powoli "enfant terrible" polskiego speedwaya. Coraz częściej jeździ bez pardonu, ostro rozprawiając się z przeciwnikami. A w meczu z Apatorem momentami nawet nie czekał na kolegów z drużyny. Rośnie nam rogata dusza, ale tylko tacy są w stanie w tym sporcie coś osiągnąć. Na razie przydałoby się jednak trochę ochłonąć. Co jeszcze warto zaznaczyć? Renesans formy Tomasza Gapińskiego, który zaliczył kolejny dobry występ. A co powiedział przez meczem w jednym z wywiadów radiowych, zapytany o to, czy spełni słynne życzenie Władysława Komarnickiego ("Zdobędzie 10 punktów, albo może iść na ryby")? - To nie było życzenie pana Komarnickiego. Zresztą o tym panu nie rozmawiajmy bo szkoda nerwów...
Przed gorzowianami kolejne wyzwanie. Mecz na wyjeździe ze Stalą Rzeszów będzie ciekawy z kilku powodów. Gospodarze będą walczyć jak lwy o utrzymanie Ekstraligi. Goście będą walczyć jak lwy o pierwszą czwórkę, która niespodziewanie stała się osiągalna. Rzeszowianie prezentują coraz gorszą formę, a na dodatek poobijany Grzegorz Walasek zastanawia się już, czy nie zrobić sobie przyspieszonych wakacji. Goście są zaś na fali wznoszącej i na pewno będą chcieli się odgryźć za porażkę u siebie na początku sezonu. Za Stalą Rzeszów przemawia własny tor i to on sprawia, że - z Walaskiem w składzie, czy bez niego - to oni są faworytem tego spotkania. Czy Stalowcy mają szansę? Ekstraliga już nie takie cuda widziała w tym roku. A Stal Gorzów w ostatniej dekadzie udowodniła, że na torze w Rzeszowie potrafi wygrywać. Slogan to wyświechtany, ale zapowiada się naprawdę pasjonujące widowisko.
Michał