"O co chodzi z transparentem do Janowskiego: MAGICzne gesty zostaw dla siebie, rozkapryszony konioklepie!!! Dlaczego kibice Sparty obrażają lidera swojej drużyny?" - takiego SMS-a, prosto z trybuny przy W69, dostałem w niedzielne popołudnie. Autor, jak setki siedzących obok zielonogórzan, nie krył szczerego zdumienia taką sytuacją w szeregach wrocławian. I chociaż Sparta ambitną jazdą i niespodziewanie silnym oporem stawianym mistrzom kraju uratowała całą żenującą ligową kolejkę, a chwilę później mordobicie w Gdańsku przyćmiło wszystkie jej pozasportowe aspekty, wśród zainteresowanych "kwas" pozostał.
Pomimo iż niewygodne zdjęcia jakoś poznikały z największych galerii (to akurat plus, tłumaczyć małoletniemu "kto to jest konioklep" - ja się nie podejmuję), fakt zaistniał i nie ma co ukrywać, że jest we Wrocławiu grupa, która Janowskiego nie trawi. No, grupka. Jak liczna? To spójrzcie na ten obrazek.
A teraz wykrojcie grupkę z tej grupki. To mniej więcej skala wrogości do zawodnika Janowskiego we Wrocławiu.
Sęk w tym, że ekstremę zawsze widać najlepiej. W Częstochowie któryś z tych, dla których "wierność jest istotą honoru" (kibice Wybrzeża wybaczą - znaku (R) w tym przypadku nie dostrzeżemy) zawodnika Janowskiego opluł (lub usiłował opluć - tu relacje się rozmijają). Zawodnik odpowiedział gestem, nazwijmy go, nieparlamentarnym. Lub obscenicznym nawet. Powie ktoś, profesjonalista - nawet jak plują, mógł udawać, że to deszcz. Może mógł, ale nie udawał. A więc sukces - udało się sprowokować chłopaka, teraz spirala się nakręci. Kolejnym razem kilku - zasadą owczego pędu - zrobi tak samo, kilkuset zapyta: o co właściwie chodzi? Ale już z podświadomym: skoro tak, to pewnie zawodnik też nie bez winy...
Po meczu w Zielonej Górze żużlowcy gości wyszli podziękować swoim kibicom za wsparcie. Wszyscy, oprócz Janowskiego. Kiepsko, co? Ale dziwicie się? Ja średnio. Podejść do sektora i rozglądać się bacznie: pan bez koszulki - może opluje, łysy zwyzywa, kolega w kaszkiecie wydaje się sympatyczny, dziewczyny obok też - do nich można... trochę głupio. A pokrzywdzeni ci, którzy serio pojechali, wydali własną kasę i zdzierali tam gardło, dopingując m. in. "jego" akcje.
Wszyscy we Wrocławiu chcieli, żeby Janowski, jako wychowanek, związał się ze Spartą na dobre i na złe. Jak kiedyś "Kostek" Pociejkowicz, jak Baliński w Lesznie. Czy "Magic" stanie się takim Balińskim? Nie sądzę. I jako inteligentny człowiek, dwa lata temu, kiedy ważyły się losy odejścia z Wrocławia - podejrzewam - złożył na szali także i ten argument. Jego decyzja. Tylko ilu mamy takich Balińskich w skali kraju? Szerzej, w Anglii, Szwecji - na świecie. Zbierze się pięciu? Na pięciuset uprawiających ten sport, na jakimś poziomie.
Ale już takim Protasiewiczem, dlaczego nie? A kto obecnie jest bardziej wielbiony na W69 od "PePe"? Huszcza może i "Kurmanek" - on forever. Czyli można. A - wierzcie - jeszcze niedawno opowiadał mi pewien stary zielonogórski sympatyk szlaki jak tego samego "PePe" witał sektor dopingujący, kiedy ów przyjeżdżał na Wrocławską z polonijnymi barwami na plastronie. Młodszym dopowiem - gwizdami witał. Jakoś nikomu to już zdaje się nie przeszkadzać.
Pogonicie Janowskiego ze Sparty (do zrobienia) - i kto za niego przyjdzie, bronić tej ligi dla Wrocławia? Słucham propozycji. Kto? Lindgren przyjdzie? Ułamek? Dobry chłopak jest. Holta Rune, Walasek? Albo Kenneth Bjerre może? A nie, Kenneth już przecież przyznał, że całe życie chciał jeździć z Bykiem.
I tu dojdziemy do sedna. Wiecie, co odpowiedzą na takie dictum ci od transparentu? Że g... ich obchodzi kto przyjdzie. Czy będzie lepszy, czy słabszy od Maćka. Podobnie jak miejsce w lidze. Tej czy innej. Tym się różni "fanatyk" od "piknika". Dla tego pierwszego święte są barwy - musi je mieć, by móc ich "bronić". Mniejsza przed kim. Mniejsza w której lidze. Zresztą, po co liga? Klubu może nawet nie być - fanatycy będą. Najwyżej powspiera się przyjaciół z zaprzyjaźnionego miasta, wyjedzie na kadrę, pójdzie z flagą na Marsz jeden, wygwiżdże marsz drugi. Fanatyk sobie poradzi. Dla tego drugiego, oprócz oczywistej dumy z własnego klubu i jego barw, równie istotny jest wynik sportowy. Jego już nie "zgrzewa", że taki Janowski odejdzie, a za niego przyjdzie jakiś przybłęda.
Stosunek tych pierwszych do tych drugich, w skali całego stadionu, to jakieś 5 - 95 procent. I pewnie dlatego chłopaki spod Wieży swoje harce urządzają wyłącznie w meczach wyjazdowych. W tych u siebie istnieje ryzyko, że zostaliby wyśmiani, wygwizdani, albo - co pewnie równie przykre - totalnie zignorowani. A nie daj Boże jeszcze kilku poirytowanych pikników z brzuszkiem, zostawiwszy dzieci pod opieką bratowej, pofatygowałoby się na sektor, sprzedało parę "liści" i transparent zabrało. W klatce bezpieczniej.
Janowski jest wrocławianinem, czy to się komuś podoba, czy nie. Już z tego względu dla przeciętnego kibica wart jest więcej od tuzina "zaciężnych". Jego debiut w meczu ze Stalą Rzeszów pamiętają, jego oglądali dziesiątki razy na treningach, dla niektórych jest po prostu sąsiadem z osiedla. Chłopakowi przybyło zer na koncie, prawie jak tatuaży i bidonów z red bykiem, ale czy wrocławskości w nim ubyło? Kto miał okazję przez ostatnie dwa lata pogadać z nim, w Tarnowie, w rozjazdach, gdziekolwiek, ma prawo mieć własne zdanie na ten temat. Jeśli kiedyś potrzeba będzie zaryzykować dla tego Wrocławia i wjechać tam, gdzie można, ale nie trzeba, jakoś bardziej wierzę, że wjedzie tam Janowski niż Ułamek z Lindgrenem.
A'propos, czy ktoś słyszał, żeby ten Janoś-złotówa odstawiał jakieś szopki w Sparcie, kiedy strajkował co chwila Bjerre, coach Cieślak, zamiast prowadzić team, wydzwaniał za nim, prosząc i tłumacząc, że klub kasę wisi wszystkim, nie tylko jemu, a Crump biegał po trybunach za panią prokurent? Ale to już do "rozkapryszonej" tezy nie pasuje. Wygodniej opluć, a potem wywiesić płachtę.
Jak podejdzie po meczu podziękować za doping, to dobrze - dośle się mu parę kilo mięsa albo jeszcze raz opluje. Może znowu coś pokaże... Jak nie podejdzie - jeszcze lepiej. "Patrzcie, redbulowi we łbie się już poprzewracacało. Gardła tu zdzieramy, a ten lekceważy wszystkich". W takiej gierce zawodnik zawsze jest bez szans. Ci na trybunach w trakcie meczu mogą się martwić co najwyżej tym, czy bęben dobrze bębni, Janowski w głowie miał co innego: zasuwając "stówę", gdzieś między Dudkiem, Łoktajewem a wszystkimi piętnastoma centymetrami wolnego miejsca momentami widział żółte światełko w tunelu. Ci od transparentu też by pewnie tam wjechali. Jak na balety w sobotę.
Że siedzi na necie? Nie to, co Batchelor z Woffindenem... Jeżeli kiedyś przez tego facebooka spóźni się na zawody, sam chętnie potrzymam odpowiedni transparent. Jak na razie o takim fakcie nie słyszałem. Słyszałem natomiast, m. in. w tym samym necie wyczytawszy, że przed meczem w Zielonej Górze był 3. zawodnikiem ENEA Ekstraligi. Całkiem nieźle jak na internetowego "koniobijcę".
Skoro któremuś z "najwierniejszych" zawodnik Janowski obiecał (osobiście, pisemnie lub per procura) "obiecuję ci, że nigdzie nie odejdę i do końca życia będę jeździć tylko w Sparcie" - niechaj mu powie, że jest człek bez honoru, najlepiej w tym samym trybie. Raz wystarczy. Janowskiego na osiedlu spotkać nietrudno, po treningu nie ucieka w kominiarce, ponoć widywany był też na facebooku. Plucie i obraźliwe transparenty są szkodliwe. Nie tyle dla Janowskiego, co dla jego kolegów z drużyny, trenera, wreszcie dla tytularnego sponsora, który żużel we Wrocławiu ratuje, dla całej atmosfery w klubie. Plucie na swojego? A obok patrzy Woffinden... Ciekawe co sobie myśli.
Sparta od trzech lat wygrywała nie składem, a atmosferą. Teraz skład wreszcie nie wygląda źle, spieprzyć atmosferę - to będzie rachunek wyższy niż kilka ligowych punktów i ze dwa bonusy, razem wzięte. A spłacać przyjdzie go jeszcze w listopadzie, kiedy trzeba będzie budować skład na kolejny sezon. A może i długo potem.
Żeby nie kończyć biciem w sympatycznych wrocławian (bo w 95 procentach to "fajne ludzie so"), nie dalej jak kilka niedziel wcześniej pierwszy ligowy punkt zapewnił ich ulubieńcom Przemek Pawlicki (wydarli mu go Woffinden, do pary z tym drugim, jak mu tam, "rozkapryszonym"). Traf chciał, że Przemo obydwa decydujące wyścigi dał się przywieźć na 1-5. To się podniosło kurzu w Lesznie... "Co to za lider?!". Nie pierwszy zresztą raz. Tam do etapu transparentów szczęśliwie nigdy(?) nie doszło, ale o "braciach z Zaborowa" poczytać można - zwłaszcza w kontekście ich chciwości, prawdziwej lub urojonej - nie od dziś; wystarczy, że w Unii akurat coś się nie układa. Pogonić Pawlickich z Leszna - to świetny pomysł. Rok temu byłem świadkiem, jak w piękny lipcowy dzionek kilku "najwierniejszych" polonistów pogoniło Hancocka. Bo "dziad stary", więc się nie stara (traf chciał, że pogonili po meczu, w którym "dziad" zdobył 12 z 32 puktów ich drużyny). Hancock żadnych nieparlamentarnych gestów nie czynił, spuścił głowę i odszedł. Teraz jedzie o złoto w GP i DMP. To prawie jak Polonia.
(Zdj. tytułowe: falubaz.com)