Pomimo tego, że widmo RODO zajęło miejsce innych strachów, lubo też regionalnych widm w typie „Hebesa” i czarnej wołgi, anonimizacja danych (osobowych też) nie dotknęła rzeszowskiej Stali. Pisało się dużo i namiętnie. Pisało się na temat i na siłę. Zarówno wyssane z palca informacje, jak i te świadczące o profesjonalnym dziennikarstwie, wiodły prym na portalach zajmujących się żużlową tematyką na serio i na niby. Migracje braci Lampartów do Speed Car Motor Lublin, Odyseja Patryka Wojdyły do Betard Sparty Wrocław, Josh Grajczonek w Orle Łódź, zwątpienia i nadzieje, które usatysfakcjonowały każdego malkontenta i wszystkich niepoprawnych optymistów. Jednym słowem, działo się wiele i żużlowa fabuła wzbogaciła się o nowe, mniej lub bardziej poważne, artykuły. Ale to już za nami.
Step one i …sandałki trenera
Pierwszy mecz Żurawi z mocnym teamem MDM Komputery TŻ Ostrovia Ostrów i niezastąpiony w nakręcaniu i tak nakręconej publiczności – Młody Spiker, do tego parada motocykli i spora ilość osób na trybunach. Przecieram oczy ze zdumienia i zastanawiam się, gdzie ja jestem? Zawiało od Wisłoka, poniosło chłopa i nagle siedzę sobie na stadionie najlepszej żużlowej ligi świata? Nazwiska również znane, nawet jeżeli na co dzień nie jest się kibicem czarnego sportu, a tu jakiś Hancock, a tam Tomasz Jędrzejak. Oooo?! Bjarne Pedersen? Nicolai Klindt? Waleczny Renat Gafurow?
Pierwsze jaskółki (hasają sobie w Ekstralidze) wiosny nie czynią, więc popatrzę sobie na te dziwy na torze. Zobaczy się, czy kilkuletnia nuda doklejona do rzeszowskiego stadionu, jak „Smoła” do kredy, znajdzie się w końcu w lamusie…. Nic więcej nie powiem. Po czterech biegach miałem więcej emocji, niż przez ostatnie cztery lata. Panowie! Tak nie można! Cenny kibic, to przede wszystkim kibic żywy, a pacjentów poradni kardiologicznych biegających po trybunach Stadionu Miejskiego coraz więcej. Czego szukają? Ano zapewne bateryjek do rozruszników, bo serca kolebocą, jak deflektory. Ciekawe, ile paluszków można nabyć za denara, lubo też dukata. Nie wiem….
Siedziałem jak na szpilkach i pomimo wszelkich zapewnień i spekulacji dotyczących potencjału naszej drużyny, widziałem już kilka zwrotów akcji i klęsk faworyzowanych ekip. Do dziesiątego biegu 31:29 i nawet przywoływana co rusz „Wróżka ze Słociny”, nie byłaby w stanie przewidzieć zakończenia i wyniku po piętnastej gonitwie…. Stało się i wyniku 52:38, to w życiu bym się nie spodziewał. Przewidziałem tylko jedno. Przewidziałem przerwaną serię zwycięstw Klindta, który robił co chciał i na dodatek przywiózł za plecami, drogiego wszystkim kibicom Herbiego alias „Green” vel „Dziadek”.
Biegi były przednie, szeroka zaczęła chodzić, Edek Mazur to kawał walczaka, szkoda że Morris poobijał się w Anglii, bo męczyło się chłopisko okrutnie. Wychodził więc Mirek Kowalik to pierwsze zwycięstwo. Wiedział jakie obuwie umożliwi mu sprawne poruszanie się po zmieniającej się nawierzchni (beton-trawa-żużel) i nie straszne mu były nawet drwiny i sokole oko prezentera lustrujące rzemienie opasujące ostatnie miejsce styku trenera z glebą.
Pierwszy krok – padło z ust Hancocka podczas konferencji prasowej. To dopiero pierwszy z wielu.
Step two i …czeski byk.
Jadowite te Skorpiony! Pokąsały boleśnie żurawie - powiedzmy - ogony. Nici z szumnej zapowiedzi wizyty Grega Hancocka na Golęcine i wspaniałych gonitw wespół-zespół z jeźdźcami Iveston PSŻ Poznań. Bykiem potraktował kwestie końskiego zdrowia Grega pan doktor i z wizyty sportowej, zrobiła się kurtuazyjna. Uśmiechy, fotki, zamieszanie w parku maszyn i narzekania, którym nie było końca. W końcu Jest Rzeszów - jest wesoło, więc nie będę więcej pisał i usiłował stawać w szranki z kol. Jakubem Horbaczewskim. Może w Poznaniu furory nie zrobiliśmy, ale Arek Potoniec nabrał wiatru w żagle, Porsing zaczął łapać „lewe prądy” w motoplatach, Jędrzejak fruwał... do 15 biegu. Myślę sobie tak – remis był najniższym wymiarem kary, a szum na całą żużlową Polskę w wykonaniu Stali był nie do pobicia.
Swoją drogą, chętnie zobaczę waleczny team z Poznania na naszym owalu, bo nieźle się postawili Hegomonowi z Rzeszowa i krok zredukowali do... kroczku.
Step three i….rezerwowi (??!!) z Leszna
Mówi się „czuć pismo nosem” i coś mi zalatywało, powiedzmy, emocjami. Jeszcze jedno, o emocjach sportowych również mówię, bo tych mecz ze Stainer Unią Kolejarz Rawicz nie poskąpił. Znowu wróciła „busologia stosowana”, ale tym razem Brady’ego Kurtza ktoś faktycznie musiał widzieć, bo był, pojechał i nawet 9 punktów zdobył. Słuchałem wywodów i argumentacji kibiców. Słuchałem głosów spokojnych i tych o oktawę wyższych niż rozumianych jako teatralny szept. Słuchałem i słuchałem, dopóty dopóki widowisko nie przyćmiło różnych domysłów.
Gorące krzesełka na stadionie nie były rozpalone jedynie słonecznym żarem, ale wszystkimi innymi emocjami. Naród znowu dzielnie i w słusznej liczebności przybył do siedliska (nie tylko) Żurawi. Instrumenty nastrojone, więc szepty zamieniły się w kontrolowane akordy okrzyków zdumienia, triumfu, bądź zwątpienia. Tutaj nikt nie przyszedł na wygrany mecz z możliwym do wytypowania wynikiem, tylko na emocjonujące widowisko z wielkim znakiem zapytania nad końcowym stanem. Tak na marginesie, to przechadzka po torze zawodników udekorowanych w leszczyńskie, budzące szacunek i respekt barwy, sprowadziła na ziemię wszystkich hurraoptymistów, a szybki i skuteczny transfer Karola Barana wywołał z kolei wcześniej zbiorowe westchnienie ulgi.
Znowu w domu... (zdj. Paweł Mruk, sezon 2015)
Swoją drogą, to dotychczasowe domowe mecze Stali Rzeszów przypominają mecze polskich reprezentantów „kopanej” określane jako „mecze o wszystko”. Może chodzi tylko o wszystkie duże punkty, ale ja mam na ten temat inne zdanie. Obok siebie mam już trzy krzesełka, obłożone dla niepoznaki reklamówkami z pewnym owadem. W końcu muszę składać się w łukach razem z chłopakami, bo inaczej nie „wytrzymię”! Mamy ekstraligę w Rzeszowie - krzyknie ktoś z przedwczesnym wnioskiem, który wyartykułowały pogryzione w emocjach usta!
Były to emocje faktycznie z najwyższej, żużlowej półki, bo Dominik Kubera i Bartek Smektała kilku rajderów już w tym roku upolowali, pokazując im „bycze” plecy. Mecz się wszystkim podobał, nawet pojedynczy rajd Damiana Balińskiego w piątym biegu wywołał zaledwie parę gwizdów bez pary w płucach (takie nieśmiałe i niezauważone). Damian – piątka. Morris i „Perszing” do kozy za dwóję ze znajomości regulaminu i niepotrzebne zwiedzanie naszego owalu. Piątka dla piątki rzeszowskich zawodników, którzy zdobywali punkty i… ten jeden punkcik niezbędny do wygranej. Wynik 44:43 dla Stali Rzeszów klepnięty w metalowe pupy żużlowych rumaków!
Stepowanie…
W Sali Zwierzeń, zwanej konferencyjną, słychać było takty rytmicznie wybijane żużlową łyżwą. Są goście, widać delikatne rozczarowanie na twarzy trenera Romana Jankowskiego i pracę nóg ukrytych pod stolikiem, odbywających pozorowany marsz w stronę Leszna i Rawicza. Nie tak to miało być. Wiem o tym, a słowa trenera o słabej postawie młodzieżowców tylko moje domysły potwierdzają. Sezon trwa, do rundy finałowej szybko można dotrzeć jedynie w siedmiomilowych butach, więc szkoda drobić w miejscu w oczekiwaniu na to, co będzie, tylko trzeba jechać.
Na wizerunek świadczący o powadze klubu i jego profesjonalizmie pracuje się ciężko. Potrzeba czasu i zaangażowania oraz dbałości o każdy szczegół. Kapitał w postaci kibiców, których ilość świadczy o pragnieniu żużla oraz emocjonujące biegi, o których rozmawia się do momentu obejrzenia następnego meczu – są. Jest również potrzeba dopilnowania spraw organizacyjnych. Może w końcu to my się pośmiejemy, bo sami to już niejedną bekę śmiechu wypełniliśmy. Przeprosiny Bielińskiego przyjęte, więc może poprawi się sytuacja formacji młodzieżowej, chociaż zerowe dorobki Mateusza Rząsy jakoś tak wszystkim zobojętniały i nie budzą kontrowersji. Nicklas Porsing wymieni motoplaty na „wiertalioty” i może w końcu zacznie latać tak, jak w meczu przeciwko Ostrovii. Trochę czasu na uzupełnienie układanki o nazwie Speedway Stal Rzeszów o tych kilka elementów zostało, więc Carry On, Panie Prezesie!.
Mamy różne kroki. Mówi się „sadzić kroki”, „chodzić jak gejsza”, albo „stąpać w miejscu”, a krok baletnicy nie dorówna stąpnięciu Frankensteina. Jakim krokiem będzie podążać moja Stal? Ma w końcu dwie ligi do przejścia, a nad tym do porządku dziennego przejść nie sposób…
Tomasz „Wolski” Dobrowolski