Twierdza Piła padła. Trzeba przyznać, że w tym sezonie jej mury obronne nie były zbyt solidne i zostały zburzone już przez trzeciego rywala. Jak należy dodać - rywala, który wciąga tę ligę nosem. Przynajmniej jak na razie. Ta porażka jednak niczego nie zmienia, bowiem wszystko wskazuje na to, że najważniejsze dla Polonii i tak będą... pierwsze dwa tygodnie października.
Gdy przed tygodniem po niezłym meczu udało się pokonać Orła z Łodzi, wydawało się, że problemy sprzętowe, które od początku sezonu trapiły niektórych Polonistów, odeszły w końcu w niepamięć. Niestety - były to płonne nadzieje. W głębi serca podziwiam Adriana Cyfera, że jeszcze tego wszystkiego nie rzucił i nie wyjechał w Bieszczady. W starciu z Motorem Lublin miał stracić swój...szósty (SZÓSTY!) silnik w tym sezonie. A nie jest to przecież zawodnik, który dysponuje milionowym budżetem i ma sprzętu jak lodu, a jeden silnik wte czy wewte nie robi mu różnicy. Wręcz odwrotnie, bo każdą złotówkę przed wydaniem musi oglądać co najmniej dwa razy, Tym bardziej boli fakt, że grube tysiące znikają co chwilę w dymie pochodzącym z wybuchu kolejnej jednostki. Biorąc pod uwagę tak potężne problemy, nie dziwi jego słaby wynik i tylko trzy punkty. Można się załamać... Smutna prawda jest taka, że Adrianowi wyszły w tym sezonie zaledwie dwa mecze - właśnie wspominany z Orłem i niezły z Wybrzeżem Gdańsk.
Reszta zawodników Polonii pojechała na swoim poziomie, na czele z rewelacyjnym Rafałem Okoniewskim. Wiadomo, że Nice PLŻ to nie PGE Ekstraliga, ale ciekawe, czy w Grudziądzu tęsknią teraz za wychowankiem pilskiej Polonii. Nie licząc nieudanego meczu na inaugurację w Rybniku, "Okoń" jest klasą dla samego siebie. Z pozytywów dla pilan wymienić trzeba na pewno Pawła Łagutę i Piotra Gryszpińskiego. Ten pierwszy zaliczył rewelacyjny początek meczu (3,2*) i mimo że później były dwa zera, to młodziutki Rosjanin pokazał, że warto na niego stawiać. Pytanie tylko, jak wygląda jego zaplecze sprzętowe i na jak długo starczy. Na razie jego warsztat wygląda jak samochód z czwartego obiegu, czyli z ośmioma częściami z innych samochodów. Silniki od wujka Artioma, siodełko w jednym motocyklu od wujka Griszy, a w drugim... od młodszego z braci Pawlickich. Dodajmy jeszcze, że na mecz z łodzianami przyjechał busem Władimira Borodulina z PSŻ-u Poznań. Teraz pozostaje jedynie więcej treningów na pilskim torze (bo podejrzewam, że dwie wspomniane "śliwki" to efekt złych ustawień motocykla i niedopasowania się do toru w dalszej fazie zawodów) i więcej spokoju na trasie. Paweł w trakcie biegu co chwilę się ogląda i jeżeli trafi na nadgorliwego sędziego (co pewnie zdarzy się raczej szybciej niż później), skończy się niepotrzebnym ostrzeżeniem i dodatkowymi nerwami.
Obserwując młodego Rosjanina, i na żywo, i w mediach społecznościowych, widać, jak cieszy się z szansy danej mu w polskiej lidze (Foto: Paweł Łaguta instagram)
Kibice Polonii byli także świadkami miłego momentu i jakże oczekiwanego w dzisiejszym żużlu - debiutu wychowanka. Piotr Gryszpiński zaliczył swój pierwszy mecz w karierze i był to debiut jak najbardziej na duży plus. Oczywiście, były mankamenty (starty), ale dwa punkty w dwóch startach to wynik, który pewnie przed meczem wziąłby w ciemno. A że zrobione na defekcie Lamparta i wykluczeniu Jonassona? Kto będzie o tym za miesiąc pamiętał? Właśnie, a propos wspominanego THJ... Nie mam serca napisać, że zawiódł, biorąc pod uwagę fakt, w jakim jechał stanie. Okej, 5 punktów jak na niezwykle ważny numer 13, to słaby wynik, tyle że Jonasson nadaje się teraz co najwyżej do pójścia na operację, a nie do jazdy na żużlu. Z ledwo chodzącym Szwedem zamieniłem po meczu dwa zdania: "Nie jest najlepiej... Mam skręcone kolano, złamaną kość (tutaj THJ zaczął wymieniać skomplikowane medyczne pojęcia)." Na moje nieśmiałe pytanie o leczenie i operację (wszak mówiło się także o zerwanych wiązadłach) uśmiechnął się kwaśno i powiedział, że takie "atrakcje" czekają go dopiero po sezonie, bo teraz nie ma na to czasu. Czyli czekają go jeszcze co najmniej 4 miesiące kuśtykania w parku maszyn. Szkoda, bo jeździł w tym sezonie bardzo dobrze.
Wielu wątpiło, a tymczasem z Jonassonem Polonia Piła trafiła jak mało kiedy. Szacunek, że pomimo urazu podjął walkę. Szkoda, że kontuzja krzyżuje plany kolejnego dobrego zawodnika
Napisałem na wstępie, że najważniejsze dla Polonii będą dwa pierwsze tygodnie października. Jak się wszyscy zapewne domyślają, to dlatego, że w tym roku pilan na jakieś 90 procent czeka bój w barażach o pozostanie w Nice PLŻ. Róbcie screeny, bo w głębi serca chciałbym się pomylić i chciałbym, żeby czytelnicy mogli te prognozy później wypominać i wyśmiewać. Tak jednak wynika z głębszej analizy wyników, które już padły i które pewnie padną. Polonia obowiązkowo musi wygrać tylko jeden mecz: ten z Wandą w Pile i na spokojnie przygotowywać się do barażów. Nie jest to żadna ujma ani jakaś wielka klęska, bo biorąc pod uwagę sytuację w jakiej jeszcze niedawno był pilski klub, można się cieszyć, że żużel w Pile w ogóle jeszcze funkcjonuje. Niestety, na nieszczęście pilan złożyło się kilka czynników, które wpłynęły na taką, a nie inną sytuację (wspominane problemy sprzętowe, problemy finansowe i najsilniejsza pierwsza liga w historii).
Październikowa batalia będzie zapewne z kimś z dwójki Stal Rzeszów - Ostrovia Ostrów. Krótki test: kto związany z Piłą jeździ w Ostrowie? Oczywiście Patryk Dolny. I mimo że teraz (chwilowo?) stracił miejsce w składzie ostrowskiego klubu, to pod najczarniejszym scenariuszem z możliwych, czyli pogrążeniem swojego byłego klubu, podpisałby się pewnie ręką i nogą. Jednak jak mawia klasyk "Tam, gdzie kończy się logika, zaczyna się żużel", więc żaden scenariusz w najbliższych tygodniach nie jest nierealny.
Jakub Sierakowski
P.S. Parę słów na koniec odnośnie Chrisa "Bombera" Harrisa... Jego przygoda z Polonią nawet się nie rozpoczęła, a wygląda na to, że już znalazła swój epilog. I to niezbyt miły dla Brytyjczyka. Powiedzieć, że "Bomber" to niepoważny gość, to nie powiedzieć nic. W dużym skrócie: Harris nie odbiera telefonów z klubu, nie odpisuje na maile. Najpierw (kilka dni temu) sam dzwoni i prosi o szansę w meczu z Motorem. Dostaje powołanie i... znowu nie odbiera, nie odpisuje i do Piły rzecz jasna nie przyjeżdża. Teraz może liczyć już tylko na karę, bo na pewno nie na powołanie na kolejne spotkanie. A młody Łaguta swoją szansę dostaje i pokazuje się z dobrej strony. I życie, i żużel nie znoszą próżni.