Człowiek siada do tekstu, ale jedyne co przychodzi do głowy, to żeby się po niej poskrobać z frasunku. I broń Boże nie stukać dzierżonym w dłoni piórem lekko nadwątlonego żurawia, bo pustka tak jakoś głupio wybrzmiewa... No trudno - się mówi! Bywają takie sytuacje, kiedy ciężko coś sklecić, bo muzy (jedyne, które mi przychodzą do głowy, to ta od komedii i tragedii) zamiast „natychać” to plecy pokazują, a to po ostatnim meczu w Rzeszowie może nabierać dwuznaczności… No nic! Nie po to kibic żyje, żeby – jak moja Babcia mawiała – opuścić świat i portki.
Buksowanie
Nie, nie mam na myśli ruszania na nawierzchni o ograniczonej przyczepności, tylko taki syndrom "dwóch kroków wstecz i jednego do przodu", które jak nic oddają ostatnie trzy mecze odjechane przez Texom Stal Rzeszów. Pisząc ten felieton nie znałem jeszcze wyniku meczu w Poznaniu, ale znałem "kibicowski nastrój ogólny" przed tym wyjazdem.
Krok krokowi nierówny, więc emocjonujące spotkanie z Arged Malesa Ostrów wybrzmiewało w rytmie wojskowych „opinaczy” – z zaciętością i bojowym duchem, ale ni kroku do przodu. Gonitwy z Energa Wybrzeże Gdańsk – to taki zaplanowany rytm lekkoatletycznych kolców – do przodu bez oglądania się za siebie, no i pozostają jeszcze kalosze (nie)szczęścia – oczywiście, czyli na wstecznym biegu z Abramczyk Polonią Bydgoszcz…
Nie jestem kibicem sukcesu, po porażkach się nie obrażam, focha strzelać nie potrafię, ale po "bydgoskiej" niedzieli to tak jakoś nie potrafię sobie miejsca znaleźć. Abramczyk Polonia pokazała nam żużel w starym dobrym wydaniu, a my – marudni i przegrywający biegi jeszcze w parku maszyn... teraz musimy oglądać się za siebie i ciułać te punkty. Gdzieś, kiedyś padło określenie „Czarny koń ligi”, ale dobry koń to i po błocie pójdzie – więc chyba nie o "Żurawie" chodziło…
Miało nie być „opuszczania portek”, a ja tu jakieś smęty sadzę. Przecież stadion pomimo deszczu wypełnił się kibicami dyskutującymi o atutach toru przygotowanego przez – w pewnym sensie - przez pogodę. Kiedyś na takich torach Stal pokazywała swoją moc i wcale nie mówię tylko o słynnym meczu z Unią Tarnów (14 lipca 2006), ale czasy się zmieniają, więc moc pokazała Bydgoszcz, a my musimy celować w "nawierzchnię dedykowaną" - dedykowanym ustawieniom motocykli. Ktoś słusznie zauważył, że „za twardo” to nie pomoże, a „za przyczepnie” to raczej może zaszkodzić, więc w konsekwencji pozostaje nam diorama z jedynie słusznie przygotowanym owalem Stadionu Miejskiego Stal w Rzeszowie, ale dość o tym…
Tak zapamiętała ten mecz żużlowa Polska. Wynik miejscowym odjeżdża - i wtedy kibice dowiedzieli się, że jedna z drużyn w sumie to nie chciała jechać już od rana... [Canal+]
Wtręty
Tak się człowiek spina w oczekiwaniu na kolejne biegi, że żyłka w głowie, napięta do granic możliwości, w końcu strzeli - i będzie głupio, bo się okaże czym uszy były spięte. Panowie – trzymacie kibiców na wysokich obrotach do ostatniego biegu
i jeszcze ta huśtawka nastrojów – jak podczas meczu z Arged Malesą Ostrów. Te wrażenia artystyczne, kiedy to przywozicie za sobą Chrisa Holdera oraz (co prawda tylko w jednym biegu) naszego egzekutora – Gleba Czugunowa – bezcenne. Trzymać gaz i fason, jak podczas tego wyjazdowego spotkania, to i niejeden przeciwnik będzie odczuwał suchość w gardle i mimowolnie wypowiadał słowo „szacun” na dźwięk takich nazwisk jak: Pedersen, Thorssell, Nowak, Pieszczek, Rafalski…
***
Lata w których taplałem się w błocie, mam za sobą, ale fascynacja błotnistą mazią, która towarzyszyła komisarzowi toru dbającemu o stan nawierzchni podczas ostatniego meczu (z Abramczyk Polonią Bydgoszcz – naturalnie), przywołała dawne wspomnienia. Ach te brązowe placki klejące się do kół wysłanej w nierówny bój polewaczki – prawda, że piękny widok panie komisarzu? To odwieczna zasada przyświecająca zabawom w chlapaninę, aby błoto błotem zwalczać. Znał się chłop na takich hopsztosach, bo im więcej „substancji”, tym uciecha większa - koniec i kropka.
Nickiego Pedersena to każdy z toru, z parku maszyn (zwłaszcza) oraz innych okoliczności przyrody, zna. Można gościa lubić, nie lubić, ale obserwować warto. Jest to Firma, natomiast sprawa stopniowo ewoluującej powściągliwości na torze, to inna para kaloszy - o których już wspominałem. Nicki to – tak sobie wymyśliłem - „Cyborg”, więc jego zero-jedynkowa jazda znajduje uzasadnienie. Komfortowy tor i szybkie starty są gwarancją satysfakcjonującej zdobyczy punktowej i mogą przechylić szalę zwycięstwa na stronę "Żurawi", ale trudy zwycięstwa okupionego walką z przyczepną nawierzchnią i własnymi słabościami... to melodia przeszłości i koniec pieśni. Mam nawet ochotę wysnuć przypuszczenie, że taką dwoistość Pedersena nie tylko brano pod uwagę, ale nawet utrwalono w przedsezonowej analizie ryzyka lub też ryzykownie przeanalizowano. Tyle w temacie…
***
„W czasie deszczu dzieci się nudzą”… Chociaż ta piosenka z repertuaru Kabaretu Starszych Panów może być ostatnio nucona na trybunach z uwagi na dominującą aurę, to równie dobrze mogła stanowić ilustrację muzyczną dla IV Rundy DMPJ rozgrywanej w oczywiście deszczowym Rzeszowie. Nie ma co. Nasza młodzież pojechała z zębem, a Jakub Poczta pokazał się z dobrej strony już podczas meczu z „Bydzią”. Jakoś tak wdzięczniej pokonywał łuki, przełożenia odnalazł, błoto na szeroką odrzucił, Krystiana Pieszczka niechcący powiózł – jednym słowem działo się. Oby było coraz lepiej - trzymam za słowo Pawła Piskorza, że tak być musi. Swoją drogą, to brakowało mi tej ostatniej niedzieli występów Bartka Curzytka. Można było chłopaka wstawić za takiego czy innego zawodnika niebędącego w najwyższej dyspozycji albo zbliżającego się do żużlowej emerytury. Wszak chłopak jest młody, chętny do nauki, głód jazdy czuje i mógł poganiać po naszym owalu z Andreasem Lyagerem i Timem Soerensenem, ale tak się nie stało…
***
Kończąc - nie ma co się oglądać za siebie - wszak to spowalnia w trakcie pokonywania czterech kółek, a i goniący w ligowej tabeli mogą się wydawać bliżsi niż by się chciało. Lepsze są wnioski, które do czegoś prowadzą, no i sportowe zacięcie. Lepiej jest dziobnąć orła, niż dać się ukłuć w „słabiznę”. To taki morał na zakończenie, oczywiście zupełnie niezwiązany z nadchodzącym meczem… i nie tylko. Prawda jest taka, że sami sobie nawarzyliśmy piwa - i teraz do Łodzi trzeba będzie jechać nie jako ekipa pewna ligowego bytu, tylko jak na mecz o utrzymanie. Mam nadzieję, że cały team ten dzwoneczek z napisem "pobudka" już usłyszał. I że przedyskutowano, kto i kiedy jest gotowy wyjeżdżać do "taktycznych"...
Tomasz „Wolski” Dobrowolski