Ostatni akcent międzynarodowego żużla AD 2020 za nami. Medale rozdane, w "papierach" się zgadza, a wyszło... jak wyszło. Trochę szkoda, bo pomimo wszelkich krytycznych uwag, ten coroczny wakacyjny tydzień z "żużlowym Mundialem", jakim była rozgrywka o Drużynowy Puchar Świata, darzyliśmy szczególną atencją. To było coś innego od standardowej ligowej "młócki", coś jednoczącego kibiców klubowych, odświętnego. Nowy, wprowadzony trzy lata temu - rzekomo - "dla rozwoju światowego żużla" cykl Speedway of Nations, pomimo iż organizowany już dwukrotnie w Polsce (cóż za zaskoczenie...), nie zdołał do swojego poprzednika nawiązać. Pewnie nikt nie miałby nic przeciwko niemu, gdyby istniał sobie równolegle do klasycznej "drużynówki", jako oficjalne MŚ Par, ale jako impreza wyłaniająca najlepszą żużlową nację globu - tego kibice w swojej masie "nie kupili". A po edycji 2020 raczej długo nie kupią...
Żeby była jasność:
✅Nie deprecjonujemy wysiłku organizatorów - nie wnikając już w to, czyim pomysłem było przejęcie od Anglików bankrutującej idei pt. "SoN 2020 z terminem połowa października", ani od kogo poszły przelewy - dla tych, którzy kilka dni zasuwali umorusani w lubelskim błocie, należą się brawa. Zebrali i wywieźli z toru tyle ton błotnistej mazi, że jeszcze dzień i Wojewódzki Konserwator Zabytków wystąpiłby o zgodę na przeprowadzenie badań. To byłby jedyny deal za który Morris z ekipą nie mógłby zażądać haraczu.
✅Brawa dla Rosjan. O tym, że Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta są zawodnikami absolutnego światowego topu, nie trzeba nikogo przekonywać. Nawet jeśli zmierzymy ich miarą 7. i 8. zawodnika zakończonego właśnie cyklu Grand Prix. Tytuł z pewnością nie dostał się w ręce przypadkowe. A właściwie w nich pozostał, bo Rosjanie w tym składzie wygrywają go od początku istnienia "Nejszynsa".
✅Dla Emila szacunek podwójny, bo swoją nieustępliwą obroną pozycji w wyścigu przeciwko Australijczykom sportowo wszystkim nam "zrobił dzień". A w wielu głowach pojawiła się myśl: - No, skoro Emil tak odważnie pojechał, to zasłużyli. Kończmy to już!
✅Wielkie brawa dla naszych Orłów. Bartosza Zmarzlika - nieomylnego, jak na Mistrza Świata przystało, i Szymona Woźniaka, który nieomylny nie był, ale cechami wolicjonalnymi pokazał coś równie ważnego - na tego zawodnika zawsze będziemy mogli liczyć w perspektywie kolejnych bojów z Orłem na plastronie. Bez obawy, że zamknie manetkę, bo jutro ważny mecz w Gorzowie/Wrocławiu/Zielonej Górze...
✅Gratulacje dla Marka Cieślaka za kolejny medal w bogatym trenerskim dorobku. On też zrobił, co mógł. I przed zawodami, i w trakcie. Zostawił rezerwowego Kuberę na najsłabszych Czechów. Skąd miał wiedzieć, że zawody nie dojadą do końca...
Teraz zaś to, co w tych zawodach się nie podobało. Albo wołało wręcz o pomstę do nieba.
⛔Puste trybuny, atmosfera, a w zasadzie jej brak - to się nie podobało. Chyba nikomu. Sport bez kibiców nie ma sensu, a Mistrzostwa Świata bez kibiców - po dwakroć. Owszem, w sobotę fanów być już nie mogło ze względu na wprowadzone dwa dni wcześniej nowe obostrzenia związane z COVID, ale nawet w piątek daleko było do tych 25% widowni,a na klubowej stronie Motoru ogłaszali się głównie chętnie do odsprzedania biletów, nawet poniżej ceny zakupu. Kibice nie są głupi, wbrew zapowiedziom i zachętom na stronach organizatorów, doskonale czuli, co się kroi i kierowali się zdrowym rozsądkiem. Przeczuwając, że z tej imprezy nic dobrego nie wyjdzie. Jak widać, przeczuwali słusznie. Zamiast 44 wyścigów, zobaczyliśmy 14. Hmm, 14 i 95% piętnastego...
⛔Nie było konsekwentnie. Po przerwaniu zawodów jeszcze zanim sędzia Latosiński orzekł, jak "rozliczy" szwedzki upadek w biegu 15, powstało takie wrażenie, że Phil Morris przestraszył się i jak najszybciej chce rozdać te medale, wręczyć puchar, odfajkować całą imprezę i uciec. W czym ten tor w momencie upadku Lindgrena był gorszy niż w poprzednich wyścigach? Dlaczego uniemożliwiał odjechanie kolejnych 6 biegów? Tego nie usłyszeliśmy. Skoro już Morris kazał imprezę zacząć (wbrew opinii wielu zawodników), to musiał brać pod uwagę, że w tych warunkach upadki będą. A skoro zaczął, to jedziemy już do końca, żeby wszyscy mieli równe szanse. A tak... Ponoć menago Kangurów rzucił mu w parkingu, że jest "cienkim Bolkiem". Trudno mu się dziwić.
Już wcześniej tempo rozgrywania tych zawodów budziło niesmak. OK, nie raz i nie dwa widzieliśmy, że w obawie przed deszczem sędzia przyspiesza procedurę, ale tym razem jedni nie zdążyli zjechać z toru, kiedy Morris wyganiał kolejnych pod taśmę. Wszystko w pośpiechu, bez należytej koncentracji. Może także stąd ta plaga taśm u czołowych przecież zawodników świata? Nic dziwnego, że wśród obserwatorów powstało wrażenie, że najważniejsze jest zaliczenie minimalnej liczby wyścigów dopuszczonych kontraktem, by SoN 2002 uznać za odbyty. Cała reszta jest mniej ważna.
⛔Nie było sprawiedliwie. To zarzut główny. I choćby z telewizora padło sto razy "po 14 biegach wszyscy mają równą liczbę startów", to od strony sportowej po równo nie było. Zacznijmy sezon w ekstralidze, jedni niech pojadą u siebie z ROW-em i GKM-em, drudzy na wyjeździe z Lesznem i Gorzowem, po czym go przerwijmy i rozdajmy medale - tak było po równo.
❗Polakom anulowano punkty za wyścig nr 15, wygrany ze Szwecją (kwestia, jak wysoko wygrany - oficjalnie podano 6:3, ale dlaczego 6:3, skoro Lindgren sam się obalił, a Woźniak wyprzedził już składającego się co łuk "w kwadrat" Berntzona?)...
❗W biegu nr 16 Australijczycy mieli jechać z zawodzącymi Brytyjczykami - ten bieg już nie ruszył.
❗W wyścigach 17-21 Australijczycy i Polacy mieli mieć za rywali najsłabszych w zawodach Czechów, Rosjan zaś czekały dwa starcia z walczącymi o medale ekipami Danii i Szwecji. Co więcej, w myśl regulaminu Rosja musiała w końcu desygnować do startu swojego rezerwowego (Sajdullina), którego wcześniej na tor wypuszczono jedynie podczas testowania nawierzchni. Dla Polaków wystawienie Kubery, a dla Australijczyków jego odpowiednika Lidseya, nie stanowiło wielkiego zagrożenia. Ani Kubera, ani Lidsey nie muszą obawiać się starcia z Milíkiem, Krčmářem czy Chlupáčem. Dla Sajdullina jakiekolwiek punkty zdobyte na Madsenie, Birkemose czy Lindgrenie - to byłby już wyczyn nie lada.
* * *
Znowu powróci w mediach temat "bankomatu", jakim Polska jest dla biznesmenów kupujących prawa do najważniejszych czempionatów. Lublin nie jest tu żadnym novum, bo ten "proceder" trwa od lat. Lublin po prostu wyznaczył nową, smutną granicę, bo zapłacił za coś, z czego dochód biletowy wyniósł 0 zł, a promocja i pozytywny PR dla miasta są co najmniej wątpliwe. Chwilę ta dyskusja potrwa, konkluzja będzie brzmieć "oby nigdy więcej"... ale nic się nie zmieni. Chcielibyśmy się mylić, ale raczej nic się nie zmieni. Na tym "samograju" zbyt wiele podmiotów zarabia, zbyt wiele osób czerpie profity. Promotorzy kasujący opłatę, prezydenci miast "kupujący" imprezę swym mieszkańcom, kluby i ich prezesi, załatwiający, by zapłaciło miasto, ale zysk z biletów powędrował do ich kasy, ważni politycy - honorowi patroni, na końcu wreszcie sami kibice, bo raz do roku mają na swoim stadionie coś "wyższego" niż ligę. Mogą się ubrać w narodowe barwy, kupić trąbkę i iść pokibicować naszym... a kto za to płaci, to w pewnym momencie schodzi na dalszy plan.
Za rok będzie to samo.
http://blog.pokredzie.pl/home/artykuly/3274-phil-rozdal-medale-rosja-po-raz-trzeci-fotorelacja-i-opinie-po-son-2020-w-lublinie#sigProIdb7cfbdc644